Zero w jeden-siedem-dwa

Z archiwum relacji dawno zakończonych

Zero, Reisen czy Zeke? Jak by nie nazywać- myśliwiec nie wymagający przedstawienia. Nic dziwnego więc, że w skali 1:72 mamy kilka miniatur tej maszyny do wyboru, lepszych lub gorszych. Wydany w 2011 roku przez brytyjskiego Airfiksa zestaw nie wprowadził nowej jakości w tym temacie, wydawał mi się jednak dobrym wyborem do przetestowania farb Gunze. Przy okazji okazji mogłem też zmierzyć się z niesławnymi liniami podziału, które co prawda delikatniejsze niż we wcześniejszych modelach, ale jednak dalej budziły emocje.

Zestaw

Propozycja Airfiksa, kryjąca się po numerem katalogowym A01005, to prosty i tani model w żaden sposób nie deklasujący konkurencyjnych zestawów Fine Molds, czy też wydanych w późniejszym terminie przez japońską Tamiye.

Bardziej wymagający modelarze wybiorą więc zapewne wymienione modele ze wschodu, ja natomiast chciałem zmierzyć się z Airfiksowymi liniami podziału, zanim wezmę się za wczesną „peczterdziestkę” tego samego wydawcy (a tu już wyboru zbyt wielkiego nie mamy). Co prawda powierzchnia wygląda lepiej niż na wcześniej wydanym Spitfire, którego projektanci najwyraźniej chcieli przebić Matchboksa, jednak nadal jest moim zdaniem nieakceptowalna i coś trzeba z tym fantem zrobić.

Mniej więcej w tym samym czasie zainteresowałem się także farbami firmy Gunze, a ta ma w swej palecie m.in. specjalne kolory przeznaczone dla drugowojennego lotnictwa z Kraju Kwitnącej Wiśni. Model ten wydał mi się więc w sam raz na przeprowadzenie testów.

A może żółty?

Zdecydowałem się na budowę „prosto z pudła”, więc wybór malowania był prosty- w zestawie jest tylko jedno. Krótkie internetowe śledztwo ujawniło jednak, że instrukcja malowania przygotowana przez Brytyjczyków lekko rozmija się z prawdą.

Otóż zaproponowany samolot został błędnie przypisany do 201 Kokutai, a tak naprawdę należał do Tsukuba Kokutai- operacyjnej jednostki treningowej stacjonującej na wyspie Honsiu. W marcu 1944 roku został on uwieczniony na zdjęciu które podważa także zaproponowaną kolorystykę.

Rozpatrywana maszyna na zdjęciu z epoki (za www.aviationofjapan.com)

Łatwo na nim zauważyć, że maszyna na zdjęciu ma podskrzydłowe Hinomaru z białą obwódką, co może wskazywać także na żółty kolor spodu (charakterystyczny dla maszyn treningowych). Ma to sens, a taki kamuflaż jest w moim odczuciu o wiele ciekawszy, więc decyzja była prosta. Poza tym zdecydowałem się na pomalowanie śmigła i kołpaka typowym japońskim brązem, mimo że instrukcja sugerowała aluminium.

Sakae 12

Pierwszy element na który zwróciłem uwagę to miniatura silnika- dwie gwiazdy odlane oddzielnie z całkiem niezłym poziomem detali to nie jest coś, czego się spodziewałem, szczególnie biorąc pod uwagę niewygórowaną cenę zestawu. Ciekawy efektu, zacząłem budowę właśnie od tej części.

Do zestawowych elementów dodałem pierścień zapłonowy zrobiony z plastikowego pręta, a całość pomalowałem srebrną farbą Gunze H8. Może wydawać się że to zbyt jasny kolor, ale późniejszy czarny wash przyciemni całość. Poza tym silnik nie jest w tym przypadku zbytnio wyeksponowany, więc w miarę jasny kolor pomaga odrobinę w lepszym jego ukazaniu.

Jak już padło słowo wash- w tym przypadku to farba olejna dla plastyków rozcieńczona White Spiritem. Po jego wyschnięciu mogłem przykleić do miniatury silnika przewody zapłonowe wykonane z wyciągniętej nad ogniem ramki wtryskowej, które zamontowane wcześniej tylko by przeszkadzały.

Zacząłem też budowę instalacji wydechowej znajdującej się z tyłu gwiazd, ale po zamontowaniu pomalowanych na rdzawo rur wychodzących z każdego cylindra, uznałem że to nie ma za grosz sensu. W gotowym modelu będzie to przecież kompletnie niewidoczne, więc odpuściłem.

Rowy (i nie chodzi tu o miejscowość)

W międzyczasie działałem też na froncie walki z tymi nieszczęsnymi liniami podziału. Trzeba przyznać że są trochę zbyt mocno zaznaczone, ale daleko im do katastrofalnego poziomu znanego z modelu Spitfire Mk.I. Spróbowałem zaradzić temu przez delikatne przeszlifowanie całej powierzchni modelu, by pozbyć się warstwy gdzie linie są najszersze. Na szczęście elementy nie są upstrzone masą małych wypukłości, więc operacja mogła zostać przeprowadzone bez uszczerbku dla detali. W rezultacie wygląd powierzchni uległ poprawieniu, czy jednak wystarczająco- to się okaże dopiero po malowaniu.

Bystry obserwator pewnie zauważy na kolejnych zdjęciach także nitowanie. Wykonałem je prowizorycznie skleconym narzędziem po raz pierwszy i jak później okazało się- za słabo (zbyt płytko). Toteż w pewnym momencie znikną i nie będziemy o nich więcej wspominać.

Kokpit

Jako że wcześniej zdecydowałem się na zamkniętą osłonę kabiny, kokpit „prosto z pudła” zdawał się być wystarczający. Jednak nie byłbym sobą, gdybym się tego założenia trzymał. Fotel pilota, który nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia, został mocno odchudzony, a oparcie zeszlifowane do bardziej odpowiedniego kształtu i wzbogacone o nieobecne wcześniej otwory. Nie spodobał mi się też mechanizm podnoszenia siedziska (a w zasadzie jego brak, bo kołki do przyklejenia siedzenia ciężko za taki uznać) więc pozbyłem się go i zrobiłem nowy samemu. Do tego dodałem jeszcze parę różnych elementów- ot dźwignia tu, detal tam. W sumie bez szaleństw.

Następnie całość pomalowałem farbą C126 „Cockpit Color (Mitsubishi)” od Gunze i dodałem kolejne detale. Panel wskaźników to kalkomania dołączona do zestawu. Może nie oszałamia poziomem, ale uznałem że przy zamkniętej osłonie kabiny będzie na tyle mało widoczna, że może być. Wymagała tylko odcięcia czarnej obwódki, aby uzyskać lepsze dopasowanie do plastiku.

W zestawie nie znajdziemy pasów pilota pod żadną postacią więc te dorobiłem własnym sumptem, z taśmy maskującej i cienkiego drucika. O parę detali wzbogacone zostały też karabiny widoczne w kabinie oraz celownik, po czym zostały one pomalowane metalizerem w kolorze Gunmetal firmy Agama, a następnie przeleciane srebrnym „suchym pędzlem”.

Wash to tak jak i poprzednio: White Spirit plus farba olejna dla plastyków. Tym razem jednak kolor Van Dycke Brown.

Pora na ślady eksploatacji kokpitu. Odpryski farby wykonałem pędzlem, małym kawałkiem gąbki, a w niektócych miejscach techniką suchego pędzla. Brud i kurz natomiast to głównie zestaw cieni Tamiya (Weathering Master set A) nakładany za pomocą wilgotnego pędzla.

Nareszcie mogłem skleić ze sobą połówki kadłuba, więżąc wykonane elementy w środku. Nie oznaczało to jednak końca pracy nad kabiną. Zagłówek pilota pomalowałem na brązowo i lekko zużyłem, po czym zająłem się obszarami przed i za kokpitem, które także powinny otrzymać kolor wnętrza. Najpierw jednak oczywiście pozbyłem się jakichkolwiek śladów łączenia.

Dopiero teraz mogłem zamontować jednoczęściowe oszklenie kabiny, zamaskować je i psiknąć kolorem wnętrza.

Kadłub, skrzydła i detale

W międzyczasie odciąłem wszystkie powierzchnie sterowe, co w przypadku lotek okazało się nie do końca przemyślanym posunięciem. Są one bowiem odlane w tym modelu razem z górną powierzchnią skrzydeł, więc odcięcie ich bez uszkadzania (lotek bądź skrzydeł, zależy od podejścia) jest niemożliwe. Nic co jednak nie dało by się naprawić- płytka polistyrenu, trochę szlifowania i lotki gotowe.

Po odpowiednim ukształtowaniu krawędzi cięcia, wszystkie powierzchnie sterowe wróciły na swoje miejsce w lekko odmiennej konfiguracji.

Tymczasem zająłem się także światłami pozycyjnymi na końcach płata. Najpierw odciąłem odpowiednie kawałki skrzydeł i wypełniłem je fragmentami przezroczystej ramki wtryskowej. Gdy klej dobrze wysechł zeszlifowałem nowe światła zgodnie z kształtem końcówek skrzydeł. Pozostało pomalować odpowiednimi transparentnymi kolorami i zamaskować, co też uczyniłem.

Zestawowa rurka Pitote’a od początku budowy była skazana na wymianę, aby zapobiec nieuchronnemu jej złamaniu. Przygotowałem więc zastępstwo z przyciętej igły iniekcyjnej i drutu, które na tym etapie zamontowałem.

Kilka innych elementów także zostało lekko zmodyfikowanych, przykładowo zbiornik paliwa wzbogacił się o parę detali (np. wlew), a koła podwozia o ugięcie opon.

W prawie każdym modelu w skali 1:72 znajdziemy elementy, których wygląd poprawić można zwyczajnie zeszlifowując ich grubość. W przypadku Zera najbardziej proszącym się o takie potraktowanie był moim zdaniem podkadłubowy chwyt powietrza do chłodnicy oleju. Wyjątkowo grube ścianki na szczęście były jednak bardzo łatwe do poprawienia. Intensywna sesja z okrągłym pilnikiem iglakiem i już detal nie rzucał się tak w oczy. Podobnie potraktowane zostały inne elementy, takie jak np. pokrywy wnęk podwozia czy krawędź okapotowania silnika.

Kolorowanie czas zacząć

Malowanie rozpocząłem od pokrycia całej miniatury warstwą srebrnej farby Gunze H8, która służyć miala zarówno za podkład jak i bazę do późniejszych zadrapań. Oczywiście wszelkie powierzchnie w oryginale kryte płótnem wcześniej zamaskowałem, by pozostały w swoim oryginalnym kolorze.

Następnie cały model psiknąłem emalią Model Master „Rust” (1785), starając się różnicować krycie w różnych miejscach. Kolor ten wydawał mi się być wystarczającym przybliżeniem japońskiej farby podkładowej stosowanej między innymi na Zerach. Miałem nadzieję że dodatkowa warstwa pozwoli mi na dalszym etapie zróżnicować wykonywane zadrapania- do gołego aluminium i do podkładu. Niestety nie doceniłem przyczepności farb Gunze C i nic z tych planów nie wyszło. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Z tego co kojarzę, wspomnianym czerwonobrązowym podkładem malowano w późniejszym okresie Drugiej Wojny Światowej również śmigła i ich kołpaki. Dlatego też, korzystając z okazji, pomalowałem i te elementy modelu. Taki zresztą był plan- części łopat zostały wcześniej pomalowane na żółto i zamaskowane, by zrekompensować brak odpowiednich kalkomanii.

Następnie uwagę skupiłem na wnękach podwozia i innych powierzchniach, które w A6M2 pokryte były charakterystyczną zielononiebieską farbą ochronną („Aotake”). Odpowiednie elementy pomalowałem z użyciem C58 „Metallic Blue Green” z serii Mr Color (Gunze)…

...po czym zamaskowałem, by przejść do nakładania głównych kolorów kamuflażu.

Kamuflaż

Na początek- powierzchnie dolne płatowca, które pomalowane miały zostać na kolor żółty. Jak wiadomo jest to jeden z trudniejszych kolorów do nakładania, zazwyczaj w związku ze słabym kryciem farby, niezależnie od producenta. Dlatego też typowy preshading z użyciem mocno kontrastującego koloru nie wchodził moim zdaniem w grę. Zamiast tego użyłem żółtego zmieszanego z czarnym. Oczywiście rezultatem takiego połączenia jest kolor mniej lub bardziej zielony, dlatego też użyłem dosłownie kropli czarnej farby. Otrzymałem lekko ciemniejszy żółty z delikatnym zielonym zabarwieniem.

Za pomocą tej mieszanki namalowałem linie cieniowania na dolnych powierzchniach płatowca, a także na górnych powierzchniach skrzydeł, gdzie pozostać miały żółte pasy na krawędziach natarcia.

Następnie naniosłem farbę Gunze C58 „Orange Yellow” na te same powierzchnie. By zróżnicować nieco ich wygląd, wymieszałem podstawowy kolor z białym i rozjaśniłem środki paneli za pomocą otrzymanej mikstury. Tu bardziej, tam mniej, starając się nie popadać w schemat.

Kolejna dawka maskowania, tym razem w celu zabezpieczenia świeżo pomalowanego żółtego, i mogłem zabrać się za cieniowanie powierzchni przewidzianych pod zielony kolor kamuflażu. Tutaj bardziej tradycyjnie- ciemnie smugi wzdłuż linii podziału, ale za to z dodatkowymi pociągnięciami szarym kolorem zgodnie z kierunkiem opływu powietrza w locie. Może nie wyszło to zbyt subtelnie, w związku z brakiem opanowania nowych farb, ale nie przejąłem się tym zbytnio- poprawi się później.

Na górny kolor kamuflażu użyłem farby C124 „Dark Green (Mitsubishi)”, oczywiście od Gunze. Tak jak w przypadku dolnych powierzchni, tu także rozjaśniłem środki paneli za pomocą miksu koloru podstawowego, tym razem jednak mieszanego z jasnoszarym. Naniosłem też trochę kolejnych smug, głównie na skrzydłach, za pomocą mocno rozcieńczonej jasnoszarej farby.

O ile wiem, kolor okapotowania silnika powinien być prawie czarny, jednak z lekkim granatowym zabarwieniem. Nie mając dedykowanej farby, zacząłem mieszać czarną z różnymi odcieniami niebieskiego aż byłem w miarę zadowolony z rezultatu, po czym naniosłem mieszankę na odpowiednie powierzchnie. Następnie wymalowałem rozjaśnienia mocno rozcieńczonym szarym.

Kalkomanie

Nie wiem czy wspominałem, ale po analizie zdjęcia rzeczywistego samolotu zdecydowałem, że w moim modelu wszystkie Hinomaru będą z białymi obwódkami. Niestety w zestawie Airfiksa oznaczenia takiego typu przewidziane są tylko na kadłub. Co gorsza, przeszukanie mojego pudła z kalkomaniami nie przyniosło łatwego rozwiązania tego braku. Postanowiłem więc obejść problem i po prostu namalować brakujące obwódki. Z szerokiej taśmy maskującej Tamiya wyciąłem proste maski (za pomocą prowizorycznie przerobionego cyrkla) i przykleiłem w odpowiednich miejscach na skrzydłach. Następnie natrysnąłem biały kolor.

Zamiast zwykłej farby użyłem białego podkładu Gunze (Mr. Base White 1000), który cechuje się lepszym kryciem. Poza tym akurat nie miałem białej farby.

Po ściągnięciu masek stwierdziłem że chyba nawet coś z tego będzie, więc pokryłem cały model akrylowym lakierem błyszczącym i wziąłem się za nakładanie kalkomanii. Pomijając obwódki, nie zaufałem instrukcji jeszcze w jednym aspekcie- w kwestii numerów na spodzie skrzydeł. Naniosłem je w bardziej standardowy sposób, oba zorientowane tak samo, co po krótkim rozeznaniu w temacie wydało mi się bardziej prawdopodobne.

Kalkomanie, w szczególności duże powierzchnie jednorodnego koloru takie jak oznaczenia przynależności państwowej, dość mocno kontrastowały w tym momencie ze zróżnicowanym podłożem. Dlatego też aerografem naniosłem na model ostatnią porcję jasnoszary smug i dodałem trochę rozjaśnień paneli za pomocą żółtego (na czerwonym i zielonym) oraz białego (na żółtym i czerwonym). Oczywiście w obu przypadkach mówimy o operowaniu mocno rozcieńczonymi, ledwie kryjącymi farbami.

Następnie naniosłem ostatnią porcję lakieru błyszczącego by wyrównać połysk modelu oraz zabezpieczyć naniesione oznaczenia przed kolejnymi zabiegami.

"Oleje"

Teraz do gry weszły farby olejne dla plastyków. Najpierw zapuściłem nimi linie podziału blach, tzw. wash. Van Dycke Brown użyty został na powierzchniach żółtych, a ten sam kolor przyciemniony czarnym- na zielonych. Tym razem jako medium użyłem rozcieńczalnika do emalii firmy Testors, przeznaczonego do malowania pędzlem, który nie miał od dłuższego czasu żadnego zastosowania w moim warsztacie. Sprawdził się w tej roli znakomicie. Gdy wash wyschnął, przygotowałem model pod drugą dawkę „olei”, pokrywając go cienką warstwą matowego lakieru firmy Gunze.

Tym razem sięgnąłem po tubki z trochę innymi kolorami. Te nie miały zbytnio kontrastować z kamuflażem, ale wtopić się w niego delikatnie zmieniając odcień bazowy. Dlatego też wybrałem odcienie zielonego, jasnobrązowego, żółtego, czerwonego i pomarańczowego. Najpierw naniosłem małe kropki farb na odpowiednie powierzchnie zwilżone wcześniej pędzlem zamoczonym w White Spiricie, a następnie zacząłem rozcierać je lekko wilgotnym (znowuż White Spirit) pędzlem. Zróżnicowało to odcień bazowy powierzchni i wpłynęło na kontrasty.

Po zabezpieczeniu tego etapu kolejną cienką warstwą bezbarwnego matu zaaplikowałem kolejną, ostatnią już porcję „olei”. Tym razem tu i ówdzie tworząc za ich pomocą zacieki i tym podobne efekty.

Cieniownie

Następnie znowu sięgnąłem po aerograf i wycieniowałem powierzchnie sterowe, by bardziej odcinały się od reszty płatowca. Użyłem Farby Tamiya X-19 „Smoke”, po raz pierwszy zresztą, i okazało się iż niezbyt mi ona odpowiada. Przynajmniej na tym etapie budowy, gdzie jej połysk jest raczej niepożądany. Pewnie w następnym modelu wrócę jednak do miksu ciemnoszarego i bezbarwnego matu, który wcześniej używałem do takich celów.

Psucie

Czas popsuć to co się do tej pory zrobiło. Wpierw, przed wykonaniem mocniejszych uszkodzeń kamuflażu, chciałem zaaplikować porcję delikatnych zadrapań, głównie na krawędziach paneli. Zdecydowałem się na wykonanie ich za pomocą kredek akwarelowych. To wymagało poczynienia pewnych inwestycji w warsztat- pudełko kredek to jedno, ale tak naprawdę kluczowym zakupem była w tym wypadku temperówka!

Kredki akwarelowe mają jedną poważną zaletę- jak coś pójdzie nie tak, zawsze można po prostu zmyć je wodą. Z drugiej strony jest to jednak także wada- łatwo zetrzeć przypadkiem to co się stworzyło, nieopatrznie dotykając model. Poza tym dość mocno nikną pod warstwą bezbarwnego. Dlatego też kolorując model z premedytacją przesadziłem. Użyłem głównie żółtej i zielonej kredki, lekko jaśniejszych niż kolory kamuflażu. Poza tym szarą podziałałem na okapotowaniu silnika i Hinomaru.

Następnie zaaplikowałem porcję mocniejszych uszkodzeń powłoki lakierniczej zadrapując kamuflaż tu i ówdzie przytępionym skalpelem. Okazało się jednak że farby Gunze bardzo dobrze przylegają do podłoża i nie udało mi się uzyskać zadrapań pośrednich, do rdzawego podkładu.

W niektórych miejscach, takich jak np. ramy oszklenia kabiny, użyłem także srebrnej farby nanoszonej za pomocą małego kawałka gąbki. Podobnie postąpiłem też z łopatami śmigła.

Na tym zakończyłem niszczenie nałożonych wcześniej powłok.

Pora kończyć

Ostatni raz sięgnąłem po aerograf by nanieść ślady spalin na spodzie maszyny. Zrobiłem je dwuetapowo- najpierw aplikując czarną bazę, a potem rdzawobrązowe wypełnienie. Oczywiście pokrywy podwozia także dostały swoją porcję okopceń.

Nareszcie wszystkie elementy, nad którymi do tej pory pracowałem oddzielnie, mogły zostać połączone w miniaturę samolotu. Przyklejając podwozie główne wzbogaciłem je o przewody hamulcowe. Wykonałem je z wyciągniętej ramki wtryskowej i przeciągnąłem przez otwory nawiercone wcześniej w podporach pokryw.

Montując dodatkowy zbiornik paliwa miałem na uwadze zdjęcie z epoki, pozostawiając dobrze widoczną szparę pomiędzy nim a kadłubem. Dlatego też wcześniej przygotowałem sobie odpowiednie połączenie (tzn. trzpień z grubego drutu oraz otwór w kadłubie pod odpowiednimi kątami), które można było zobaczyć na jednym z wcześniejszych zdjęć.

Kilka poprawek wprowadziłem na tym, końcowym już etapie budowy. Przykładowo łopaty śmigieł wyglądały wg mnie zbyt jednolicie więc potraktowałem je brązową farbą olejną.

Wystające lufy kadłubowych karabinów maszynowych, usunięte na samym początku budowy, zostały teraz zastąpione przyciętymi igłami iniekcyjnymi pomalowanymi metalizerem Agamy w kolorze Gunmetal. Za pomocą czarnego pigmentu zaznaczyłem, że uzbrojenie było czasem używane.

Psucie zakończyłem dodając trochę brudu tu i tam. Głównie za pomocą różnie nanoszonych cieni Tamiya (Weathering Master Set). Przykładowo zbiornik oberwał z dołączonej gąbki, a skrzydła ubrudziłem za pomocą wilgotnego pędzla. Za pomocą tego narzędzia ochlapałem także dolne powierzchnie skrzydeł- strzelając pigmentem ze sztywnego pędzla.

W tym momencie pozostało już tylko jedno do zrobienia- zamontować przewód anteny wykonany z wyciągniętej nad ogniem ramki. Po tym zabiegu małe Zero można było uznać za gotowe.

Efekt końcowy do obejrzenia w galerii.

MMXIII
Pokrewne tematy:
Wszelkie zdjęcia/rysunki ilustrujące powyższy artykuł, jeżeli tylko nie zaznaczono inaczej, zostały wykonane i/lub nalezą do autora wpisu. Wszystkie użyte na niniejszej stronie znaki i nazwy firmowe lub towarowe należą i/lub są zastrzeżone przez ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych. Jeżeli jakieś treści zawarte w powyższym artykule naruszają Twoje prawa, skontaktuj się z właścicielem witryny (formularz dostępny w zakładce "autor").