Długodystansowy Spitfire

Z archiwum relacji dawno zakończonych

„No nie, znowu Spitfire”- pewnie pomyślą niektórzy. Postaram się jednak nie przynudzać, budując troszkę mniej popularną wersję „Złośnicy”. Prawda jest zresztą taka, że do tej pory nigdy nie zbudowałem miniatury tej jakby nie patrzeć ikonicznej maszyny. Więc- kolejny? Nie dla mnie.

Złośnica z wysp

Ładnych parę lat temu, gdy Airfix wypuścił nowo opracowany zestaw Spitfire Mk.I/IIa (numer katalogowy A02010) w „mojej” skali, postanowiłem uzupełnić wspomniany na wstępie brak w moim modelarskim żywocie. Model z 2011 roku wydawał się dobrym wyborem, gdyż chciałem zbudować wczesną wersję na początek, a tu proszę- wszystko co potrzebne było w pudełku. Dwu-łopatowe śmigło, wczesny typ oszklenia kabiny, odpowiednie kalkomanie...

Więc gdy tylko zestaw ten pojawił się w sklepach- kupiłem i zabrałem się do roboty. W czasie budowy pierwotny plan uległ całkowitej zmianie, kilka razy spartaczyłem co nieco, a nawet porzuciłem wpół zrobiony model na lata (bez jakichś szczególnych powodów, zresztą nie jeden raz). Jednak mimo to w końcu do mojej kolekcji trafiła miniatura Spitfire’a. Zacznijmy jednak od początku.

W duchu Matchboksa

Podejmując temat Airfiksowego Spita nie sposób przemilczeć nieszczęsne linie podziału blach. Jest to niewątpliwie rekordzista wśród nowych modeli Brytyjczyków i na całe szczęście- rodzynek. Kolejno wydawane modele miały ten aspekt odwzorowania powierzchni coraz bardziej stonowany, chociaż o subtelności to i do tej pory raczej nie ma co mówić. Po oglądnięciu kilku internetowych galerii modeli wykonanych z wybranego przez mnie zestawu wiedziałem jedno- coś trzeba z tymi „rowami” zrobić. Pozostawione w wersji pierwotnej wyglądały nieakceptowalnie, z washem czy bez. Przynajmniej wg mnie.

Niemniej jednak sprawa nie wyglądała na z góry przegraną. Zauważyłem że linie nie są jednakowej szerokości na całej głębokości- są najszersze tuż przy powierzchni części. Zdecydowałem więc przeszlifować wszystkie naznaczone rowami elementy by usunąć najbardziej problematyczną wierzchnią warstwę plastiku.

Nie było to rozwiązanie doskonałe, ale z pewnością pomogło. Wady? Pomijając kwestię żmudnej, niepotrzebnej roboty- niektóre detale powierzchni tajemniczo zniknęły podczas tego procesu. Otwartym pozostało natomiast pytanie czy to wystarczy. Okaże się podczas malowania, na razie jednak odłożyłem Spitfire’a na bok. Na prawie dwa lata.

Do trzech razy sztuka

W międzyczasie dokształcałem się w temacie wczesnych Spitfire’ów z dwułopatowymi śmigłami. W zestawie znajdują się oznaczenia do maszyny WZ-T z dziewiętnastego dywizjonu RAF, ale zaproponowano dość niekonwencjonalne, niesymetryczne umieszczenie skrzydłowych kokard. Ot zagadka. Znane mi zdjęcia z epoki nie potwierdziły jednoznacznie takiego rozwiązania. Niektóre maszyny z tego samego dywizjonu (uchwycone w obiektywie podczas lotu) są faktycznie dziwnie oznaczone- jeden ma kokardę na górze tylko jednego skrzydła, inny w ogóle. Ale czy podobnie było z WZ-T? A jeżeli tak, co z dolną powierzchnią skrzydeł?

Nie będąc przekonanym ani w jedną ani w drugą stronę, postanowiłem podejść do problemu inaczej i zakupiłem kalkomanie firmy Rising Decals (numer katalogowy RD72042) z oznaczeniami dla innego samolotu, bardziej konwencjonalnego w kwestii kokard. Budowie „prosto z pudła” pomachałem na do widzenia.

Ale to nie koniec, oj nie. Mając ustalone malowanie, zauważyłem że oszklenie dla wczesnego Spita w moim zestawie ma skazę odlewu. Defekt mały, ale na pewno byłby widoczny w ukończonym modelu. Tym sposobem drugi plan poszedł do kosza.

Jednak nie ze mną te numery- miałem jeszcze jedno rozwiązanie w zanadrzu, może nawet ciekawsze od wyżej wymienionych. Długodystansowy Spitfire Mk.IIa ze stałym dodatkowym zbiornikiem paliwa na lewym skrzydle. Wykonany za pomocą konwersji firmy 3D-Kits (zdaje się już niedziałającej), którą jakiś czas wcześniej zakupiłem. Całkiem ciekawy i nietypowy Spit, nieprawdaż?

Detalowanie, usuwanie, detalowanie

Budując model lubię poświęcić kilka godzin na wydłubanie dodatkowych detali kokpitu, tylko po to by potem przykryć je oszkleniem w pozycji zamkniętej. Nie inaczej było i tym razem.

Deska rozdzielcza w formie kalkomanii nie podobała mi się wcale, więc zrobiłem sobie nową z polistyrenu. Siedzenie pilota troszkę odchudziłem, nawierciłem i wyposażyłem w dźwignię regulacji pozycji oraz zasobnik na race. W zestawie nie znajdziemy dodatkowego opancerzenia montowanego za fotelem, więc te także wykonałem we własnym zakresie.

Poza tym dodałem jeszcze garść detali tu i ówdzie- butla tlenowa umieszczone na prawej burcie za pilotem, półki na sprzęt radiowy i inne takie.

Zacząłem malować i stwierdziłem że jednak nie podoba mi się to co widzę. Pozbyłem się więc prawie całego wyposażenia z burt kabiny, nie zważając czy to „scratch” czy „z pudła”. W rezultacie oprócz wręg, dość grubych w sumie, oszczędzony zostały tylko transmiter IFF i skrzynka styczników (contactor box). Teraz wystarczyło doposażyć ściany na nowo i można było zabrać się za malowanie.

Jako głównego koloru wnętrza użyłem farby Tamiya XF-71 (Cockpit Green- IJN), który mimo iż dedykowany do lotnictwa japońskiego, dobrze sprawdza się i w tej roli. Nie byłem pewien w którym miejscu, o ile w ogóle, wnętrzności Spita powinny przybrać kolor aluminium, więc postanowiłem się nie przejmować i pomalować zielonym po całości. W końcu przy zamkniętej osłonie i tak ciężko się będzie dopatrzyć.

W większości „wyskraczowane” detale pomalowałem farbami Tamiya (aerografem) oraz Vallejo (pędzlem), po czym wnętrze „zwaszowałem” farbą olejną dla plastyków rozcieńczoną White Spiritem. Brud z zestawu Tamiya Weathering Master (A), parę przetarć krawędzi ołówkiem i byłem gotowy na zamknięcie kadłuba.

No prawie. Ciągle brakowało mi jednego elementu- pasów pilota. Na szczęście z pomocą przybył Tomasz Chacewicz, który podesłał mi fototrawiony zestaw AML- jeszcze raz dziękuję.

Tym samym mogłem odpowiednio wyposażyć mojego Spitfire’a i zamknąć kadłub. Co nie oznacza że zrobiłem to od razu.

Montaż

Jedno trzeba wyspiarzom przyznać- spasowanie części zestawu jest na całkiem niezłym poziomie. Złożenie w całość połówek kadłuba nie przysporzyło trudności, a przygotowane wcześniej skrzydła wymagały tylko trochę szlifowania.

Mając główną bryłę samolotu gotową, zdecydowałem iż to dobry moment na ponitowanie powierzchni. Zaopatrzyłem się wcześniej w narzędzie firmy RB Model do tego przeznaczone i wszystko poszło całkiem sprawnie. Chociaż np. okrągłe linie nitów nad komorami podwozia głównego dostarczyły trochę emocji.

Teraz mogłem w końcu przykleić oszklenie kabiny na miejsce. Znowu tylko lekkie przeszlifowanie wystarczyło by część doskonałe pasowała na swoje miejsce.

Zastosowałem też wspomnianą konwersję firmy 3D-Kits- złożyłem dodatkowy zbiornik paliwa (czytaj: skleiłem ze sobą jego dwie połówki) i zamontowałem na skrzydle.

Zdecydowałem że chłodnicę oleju (którą wzbogaciłem o kilka detali) zamontuję później, aby ułatwić sobie malowanie. Tak samo jak śmigło z kołpakiem, elementy podwozia czy antenę. Tymczasem model poszedł w odstawkę na kolejny rok.

Maskowanie

Można przystąpić do malowania, trzeba tylko wpierw przygotować elementy przezroczyste. Dla ułatwienia zdecydowałem się na użycie masek firmy P-mask, przeznaczonych do tego konkretnego zestawu. Toteż trochę zdziwiło mnie spasowanie poszczególnych segmentów, które okazało się dość nierówne. Najśmieszniejsze jest to, że jedna z masek nie pasowała w ogóle- prostokąt przewidziany na partię oszklenia znajdującego się tuż za odsuwaną owiewką. Dość ciekawe. Z pomocą taśmy Tamiya skończyłem oklejanie i uruchomiłem kompresor.

Szybkie psiknięcie kolorem wnętrza (przypominam: Tamiya XF-71) po oszkleniu i temat wnętrza kabiny mamy definitywnie za sobą.

Można zająć się nakładaniem kolorów zewnętrznych.

Przed kamuflażem

Wcześniej jednak trzeba powziąć pewne działania przygotowawcze. Rozpocząłem od pomalowania powierzchni sterowych (w rzeczywistości krytych płótnem) farbą Tamiya XF-83 (Medium Sea Gray), a reszty płatowca srebrem C8 z Gunze. W obu przypadkach do mieszanki dodałem trochę Mr. Metal Primera od Gunze, aby uczynić ten swoisty podkład bardziej odpornym (zarówno pod względem mechanicznym jak i chemicznym).

Następnie zaaplikowałem wash, a co. Taki mały eksperyment. Mieszanka czarnej emalli Model Master i rozcieńczalnika tego samego producenta przeznaczonego do pędzlowania została obficie naniesiona na model i starta. Bez szkody dla podkładu.

Przejdźmy do preshadingu. Góra to Gunze H77 (Tire Black), a spód to Tamiya XF-63 (German Gray). Przy okazji pocieniowałem lekko powierzchnie sterowe za pomocą H77. Natomiast by rozjaśnić niektóre pokrywy luków inspekcyjnych, psiknąłem je lekko Mr. Base White z Gunze (którego często używam w zastępstwie białej farby).

To tyle przygotowań, można wreszcie przystąpić do nanoszenia głównych kolorów kamuflażu.

S jak Sky

Rozpocząłem od pomalowania spodnich partii płatowca farbą Tamiya XF-21 (Sky). Nie mówię tu oczywiście o jednolitej warstwie koloru. Jak zwykle użyłem mocno rozcieńczonej farby (Gunze Thinner jako medium- to ten bez retardera) i stopniowo budowałem kolor nanosząc cienkie warstwy Sky. Najpierw skupiając się na obszarach ograniczonych przez linie nitów czy podziały blach, by tam uzyskać większe nasycenie koloru, a na liniach jaśniejszy (nity) bądź ciemniejszy (wycieniowane linie podziału) odcień. Oczywiście malowanie półprzejrzystymi warstwami spowodowało iż rozjaśnione wcześniej panele odznaczają się lekko od reszty powierzchni.

Po wyschnięciu farby zamaskowałem pomalowane powierzchnie taśmą Tamiya. Dość oszczędnie- tylko niezbędne granice kolorów i pas na kadłubie. Nie widzę potrzeby dokładnego obklejania każdego centymetra kwadratowego modelu.

DE/DG

Do wymalowania pozostałych kolorów kamuflażu wybrałem farby Gunze C22 (Dark Earth) i Tamiya XF-81 (Dark Green 2). Najpierw naniosłem brąz, zaczynając od zaznaczenia jego granic cienkimi liniami. Następnie wypełniłem odpowiednie pola, malując taką samą techniką jak spód.

Kolej na zieleń- znowu zacząłem od obwódek, by uzyskać wąskie przejścia kolorów i poprawić ewentualne błędy pozostałe po malowania brązem, po czym przeniosłem się do wypełniania wyznaczonych pól. Tak jak poprzednio- cienkie półprzezroczyste warstwy i nieregularne ruchy aerografu, zaczynając od przestrzeni pomiędzy liniami podziału blach czy nitów.

Po zakończeniu malowania zdjąłem maskowanie spodu by móc ocenić całościowy efekt. Wnioski? Linie nitów przydałoby się bardziej podkreślić na górnych powierzchniach płatowca. Nie ma problemu. Farba Tamiya XF-57 (Buff), rozcieńczona jeszcze bardziej niż podstawowe kolory do tej pory nanoszone, i na bardzo niskim ciśnieniu pojeździłem aerografem wzdłuż nitowania. Jak coś nie wyszło- powrót do DE / DG i poprawki.

Teraz ogólny efekt bardziej mi odpowiadał, pocieniowałem jeszcze tylko powierzchnie sterowe trochę mocniej za pomocą farby Tamiya X-19 (Smoke).

Malowanie mocno rozcieńczonymi warstwami dało gładką, błyszczącą powierzchnię, ale dla pewności pokryłem jeszcze model lakierem błyszczącym Tamiya X-22.

Oczywiście równolegle z kolorowaniem płatowca malowałem także pozostałe detale, na razie nie zamontowane na swoich miejscach dla wygody. W większości przypadków w grę wchodziły te same farby, więc napomknę tylko o śmigle. Na łopaty naniosłem Gunze H77 (Tire Black), ponieważ zazwyczaj unikam stosowania czystej czarnej farby na moich modelach. Żółte końcówki zostały oczywiście pomalowane wcześniej i zamaskowane. Farba to Gunze C58 (Orane Yellow), którą często używam zamiast standardowego żółtego, bo daje fajny intensywny kolor i całkiem nieźle kryje (a wiadomo jak to z żółtymi jest).

Kalekie kalkomanie

Konwersja firmy 3D-Kits zawiera oznaczenia dla dwóch samolotów, ale nie miałem jakichkolwiek wątpliwości który z nich chcę wykonać. Gra słów w nazwie własnej „Counter Attack” maszyny UM-D przekonała mnie natychmiastowo. Samolot ten został ufundowany przez pracowników kantyn wojskowych zrzeszonych w NAAFI, stąd zabawny przydomek.

Tak się jednak niefortunnie złożyło, że zazwyczaj relaksujący akt nakładania kalkomanii okazał się być najbardziej irytującym etapem budowy tego modelu. Oznaczenia „z pudła”, wydrukowane przez Cartograff były całkiem w porządku. „Aftermarkety”- już nie tak bardzo. Wyglądały OK (aczkolwiek jakość druku trochę kuleje- parz niewyraźna nazwa własna samolotu), ale po zsunięciu z papieru transferowego okazały się dość grube. Fakt że niektóre oznaczenia należało nakleić jedne na drugie nie pomagał tutaj wcale. Na domiar złego okazały się być dość odporne na sprawdzony duet Micro Set-Sol (choć ten ostatni mógł być trochę zwietrzały, przyznaję). Jednak obficie zalewając kalkomanie Solem, tnąc skalpelem po liniach podziału blach i pomagając sobie słowami powszechnie uznanymi za nieeleganckie dopiąłem swego- kalkomanie zostały nałożone.

Jako że przy nakładaniu oznaczeń częściej zerkałem w instrukcję to niejako przy okazji zauważyłem, że popełniłem wcześniej mały błąd w malowaniu. Chciałem wykonać maszynę UM-D, a nie mając żadnych jej zdjęć, opierałem się tylko na rysunkachh od 3D-Kits. Nie wiem jak, ale udało mi się pomalować dodatkowy zbiornik paliwa tak jak był on przedstawiony dla drugiego samolotu. „Counter Attack” powinien mieć trochę większą plamę brązu na przodzie. Nic wielkiego- troszkę maskowania, parę psiknięc aerografem i po wpadce nie pozostało śladu.

Nakładanie kamuflażu dopiero teraz można było uznać za zakończone.

Wash

Linie podkreślone na srebrnym podkładzie nie przebijały się przez wierzchnią farbę równomiernie. Tu bardziej, tam gdzie było więcej poprawek-mniej. Nie mówiąc już oczywiście o kalkomaniach. Postanowiłem nałożyć więc jednak tradycyjny wash. Użyłem olejnych farby artystycznych- Van Dycke Brown przyciemniony lekko dodatkiem czarnej na spodzie oraz czarny rozjaśniony lekko białym na górze.

Przed tym jednak, dla pewności, zabezpieczyłem nałożone kalkomanie warstwą połysku Tamiyi.

Podłogowy Spitfire

Nie był to jednak koniec zmagań z kalkomaniami. W paru miejscach trochę się odznaczały. Nie chodzi tu o srebrzenie, a lekki schodek na granicach oznaczeń spowodowany ich grubością i odpornością na płyny. Niby nic wielkiego, bo wash się w tych miejscach nie kumulował, ale jednak postanowiłem coś z tym zrobić.

Pokryłem więc cały model solidną warstwą lakieru błyszczącego. Tym razem jednak nie żaden modelarski specyfik, a Sidolux który dawno w moim warsztacie nie gościł. Możliwość nakładania pędzlem nawet relatywnie grubych warstw była tym na czym mi zależało.

Naniosłem więc rzeczony specyfik za pomocą pędzla na model, a gdy wysechł- przeszlifowałem drobnoziarnistym papierem ściernym problematyczne miejsca by wyrównać powierzchnię. Potem już tylko jedna cienka warstwa Sidoluxu by pozbyć się jakichkolwiek rys pozostałych po szlifowaniu i voilà- model wyglądał jakby wszystko szło jak należy.

Światło

Oczywiście po tych zabiegał mały Spitfire świecił się jak… no powiedzmy że bardzo. Naniosłem więc cienką warstwę matowego lakieru marki Vallejo, tym samym przygotowując powierzchnię pod aplikację weatheringu. Nie planowałem więcej warstw lakierów bezbarwnych, więc zdjąłem wreszcie maski z kabiny by zobaczyć czy wszystko pod spodem w porządku. Tym razem- bez niespodzianek.

Ale pozostańmy na chwilę przy szkiełkach. Bardziej spostrzegawczy czytelnicy zauważyli pewnie puste wgłębienie na brzuchu modelu, gdzie powinno zostać umieszczone światło identyfikacyjne. Właśnie teraz postanowiłem to uczynić. Co prawda oryginalną część zestawu pochłonęła okołowarsztatowa nicość, ale to nie był problem- wyciąć przezroczysty dysk jeszcze potrafię.

Wgłębienie pomalowałem pędzlem na srebrno farbą Vallejo 72.053 (Chainmail Silver z serii Game Color), a szkło otrzymało cienką warstwę Gunze H92 (Clear Orange) z aerografu. Oczywiście transparentną pomarańczę wzmocniłem dodatkiem Mr. Metal Primera, co by nie uszkodzić powłoki późniejszymi specyfikami do weatheringu. Po wyschnięciu- szybka instalacja szkiełka i detal gotowy. Tak jak i światła obrysowe na końcach skrzydeł, które najpierw pomalowałem na srebrno, a potem naniosłem warstwę odpowiedniego koloru transparentnego.

Brudas

Czas na trochę śladów eksploatacji. Zacząłem od odprysków i zadrapań- metalizer Aluminum Agamy nanoszony skrawkiem gąbki. Tym sposobem potraktowałem łopaty śmigła i partie skrzydeł tuż przy kabinie. To były największe ubytki farby jakie planowałem, ale nie jedyne.

Najbardziej charakterystyczną częścią Spitfire’owego plugastwa jest podbrzusze, gdzie na zdjęciach można dostrzec bogactwo zacieków i tym podobnych efektów. Spróbowałem odwzorować to specyfikami AK Interactive- a dokładniej Engine Oil i Engine Grime.

Inny produkt z Hiszpanii- Fuel Stains naniosłem na dodatkowy zbiornik paliwa. Komory podwozia potraktowałem płynami z serii Deposits- Light Dust i Brown Earth, aplikując jeszcze do tego troszkę Engine Grime. Brud zakumulowany na skrzydłach za wnękami to wspomniane „depozyty” i pigment Dark Earth (także od AK).

Innym pigmentem AK- Smoke, lekko zaakcentowałem okolice otworów wyrzutowych łusek, których to krawędzie przejechałem także miękkim ołówkiem.

Nie zapomniałem też o głównym zbiorniku paliwa. Plamy wykonane za pomocą, niespodzianka, Fuel Stains od AK, pojawiły się w okolicach wlewu znajdującego się przed wiatrochronem.

Wykonane wcześniej ubytki farby na skrzydłach stonowane zostały brudem zaaplikowanym płynami Deposits. Tym razem Sand Yellow i Brown Earth. Poza tym parę dodatkowych smug czy zacieków zostało jeszcze naniesionych tu i ówdzie.

Teraz dodałem drugą porcję zadrapań, w okolicach paneli dostępowych do uzbrojenia i w tym podobnych miejscach. Posłużyłem się srebrną farbą Vallejo, pędzlem i zaostrzoną wykałaczką.

Spitfire typu LR przenosił typowe dla odmiany A uzbrojenie, toteż obecność czterech karabinów maszynowych na skrzydło trzeba było jakoś zaznaczyć. Podziurawiłem czerwone łaty zabezpieczające wyloty uzbrojenia (kalkomanie z zestawu) i aerografem naniosłem smugi okopceń. Użyta farba to Tamiya X-19 (Smoke).

Ślady gazów wydechowych także zostały naniesione za pomocą aerografu. Najpierw Tamiya XF-9 (Hull Red) jako baza. Potem Gunze H77 (Tire Black) w środek odbarwienia, tak by zostawić tylko lekki rdzawy odcień wokół. Na koniec XF-83 (Medium Sea Gray), znów psiknięty w środek „kopcia”. Trochę poprawek z H77 oraz XF-83 i... chyba trochę przesadziłem. Cóż.

Okopcenia były w tym momencie lekko błyszczące, więc przygasiłem je matowym lakierem Vallejo.

Ostania prosta

Okopcenia nie biorą się znikąd, więc trzeba by zamontować jakieś rury wydechowe. Użyłem elementów zestawowych, których końcówki nawierciłem. Następnie pomalowałem je metalizerem Model Master 1424 (Burnt Iron) rozcieńczonym Mr Thinnerem Gunze. Wiem, niby bez sensu- ale działa (poza tym nie znoszę zapachu rozcieńczalnika Model Mastera przeznaczonego do malowania aerografem). Oczywiście mieszanka dostała dawkę Mr Metal Primera, bo farby metaliczne Model Mastera także znane są ze swojej łatwej ścieralności.

Następnie pocieniowałem wydechy farbą Gunze C12 (Black), „zwaszozowałem” i potraktowałem pigmentem Smoke z AK, który to zaś zabezpieczyłem fixerem MiG-a (takie lekkie faux pas).

Ukończone elementy mogły zostać teraz zainstalowane w przewidzianych miejscach, najpierw jednak musiałem przyciąć trochę ich podstawy. Bez tego wystawały trochę za bardzo, przynajmniej w mojej opinii.

Inne małe elementy też zostały w tym momencie zamontowane. Podwozie, antena (z linką z wyciągniętej ramki) i tym podobnie. Ostatni mały „skraczyk”- grzbietowe światło i model skończony.

Finisz

Trochę mi to zajęło, ale mam wreszcie w kolekcji Spitfire’a. Pierwszy, ale coś mi mówi że nie ostatni (chociaż po Mk.I z Airfiksa już raczej nie sięgnę).

Po więcej zdjęć prezentujących wykonany model zapraszam jak zwykle do galerii.

MMXV
Pokrewne tematy:
Wszelkie zdjęcia/rysunki ilustrujące powyższy artykuł, jeżeli tylko nie zaznaczono inaczej, zostały wykonane i/lub nalezą do autora wpisu. Wszystkie użyte na niniejszej stronie znaki i nazwy firmowe lub towarowe należą i/lub są zastrzeżone przez ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych. Jeżeli jakieś treści zawarte w powyższym artykule naruszają Twoje prawa, skontaktuj się z właścicielem witryny (formularz dostępny w zakładce "autor").