Starfighter dla dwojga

Z archiwum relacji dawno zakończonych

Nieczęsto sięgam po modele w innych skalach niż 1:72, mimo to mam w składziku parę zestawów zachęcających do skoku w bok. W sumie to nawet nie wiem dlaczego. Zazwyczaj omijam je przy wyborze kolejnego tematu warsztatowego, tym razem jednak coś mnie podkusiło i zdradziłem swoją ulubioną „siedemdwójkę” z niemieckim karłem.

Zestaw

Co by nie było wątpliwości- chodzi o miniaturę samolotu Lockheed TF-104G Starfighter wypuszczoną przez Revella w skali 1:144 (numer katalogowy 04008). Wypraski mają już swoje lata (opracowanie z 2003 roku, jak twierdzi Scalemates.com), ale sprawiają całkiem dobre wrażenie biorąc pod uwagę gabaryty modelu. Zresztą jak wiele wojskowych odrzutowców oferowanych przez niemieckiego wytwórcę w tej podziałce (co oczywiście nie oznacza wszystkich!).

Zdecydowałem się na budowę „prawie z pudła”, tzn. zawartość zestawu plus ewentualne, niezbędne w moim odczuciu modyfikacje. Jednym słowem bez szaleństw.

Z dwóch dostępnych wersji malowania wybrałem opcję niemiecką, która wydała mi się ciekawsza od niemieckiej alternatywy. Dobra, żarty na bok- postanowiłem zbudować szkolnego F-104 w dwukolorowym mundurku niemieckiej marynarki wojennej, a ściśle rzecz biorąc- maszynę z MFG 2 (Marinefliegergeschwader 2) o numerze 27+93. Którą to nawet po krótkim przeszukaniu sieci udało mi się odnaleźć uwiecznioną na zdjęciu. Pozwoliło to na weryfikację zestawowej instrukcji malowania- dość pozytywną zresztą. Stwierdziłem jedynie niewielkie różnice w okolicy rurki Pitota zamontowanej na nosie samolotu.

Budowa

Po spojrzeniu na wypraski modelu od razu widać że Revell oferuje także wersję jednoosobową Starfightera- część kadłuba zawierająca kabinę opracowana została jako oddzielna sekcja. Od niej też postanowiłem zacząć.

Nie rozwodziłem się zbytnio nad detalami kokpitu, zakładając że i tak nie będą widoczne w ukończonej miniaturze, tym bardziej przy zamkniętej osłonie kabiny. Deski rozdzielcze obu stanowisk załogi mają wypukłe detale ułatwiające malowanie, czego niestety nie można powiedzieć o panelach bocznych- całkowicie płaskich, bez przewidzianej kalkomanii. W związku z tym na pomalowane farbą Gunze H77 (Tire Black) panele nałożyłem kalkomanie pochodzące z resztek pozostałych po innych modelach. Nie mające żadnego związku ani z F-104, ani skalą modelu- ot dobrane tak by cokolwiek się w tych miejscach „działo”. Wcześniej oczywiście pomalowałem szarą farbą Gunze H308 (Gray FS36375) elementy wnętrza kabiny, lekko cieniując burty wspomnianą wyżej H77 (Tire Black). Detale natomiast pokolorowałem za pomocą pędzla produktami marki Vallejo.

Po „zwaszowaniu” i lekkim przybrudzeniu wanny kokpitu mogłem wkleić ją w jedną połówkę segmentu kadłuba i zająć się zapobieganiem przypadłości na jaką cierpi wiele wykonanych modeli Starfighterów. Mowa oczywiście o „zadzieraniu nosa”. W tym wypadku, z racji na ubogość miejsca, posłużyłem się śrutem technicznym którego drobiny poupychałem w każdym możliwym zakamarku przodu kadłuba. Powinno wystarczyć.

W międzyczasie wykonałem z polistyrenu nową podłogę wnęki podwozia przedniego, aby nie martwić się śladami łączenia połówek kadłuba w tym trudno dostępnym potem miejscu.

Fotele to jedyny element wnętrza gdzie dodałem coś bardziej „od siebie”. Jednoczęściowe siedzenia zestawowe psiknąłem razem z wnętrzem kadłuba jasnoszarym H308, po czym pędzlem wymalowałem detale farbami Vallejo. Następnie dodałem nędzne imitacje pasów i charakterystyczne żółte chwyty mechanizmu katapultowania (wykonane z rozciągniętej na ogniem ramki wtryskowej), które prawdopodobnie będą najbardziej widocznym detalem w gotowej kabinie.

Mając przygotowane wszystkie elementy mogłem przystąpić do zamykania kadłuba, szlifowania połączeń na osłonach paneli wskaźników i malowaniu tych ostatnich. Co też uczyniłem.

Teraz wystarczyło połączyć resztę części płatowca ze sobą, by model zaczął przypominać małego Starfightera. Na tym etapie dokonałem też paru modyfikacji, np. naciąłem i wychyliłem powierzchnie sterowe skrzydeł (klapy, lotki i sloty). Więcej czasu zajęło mi jednak szlifowanie- i nie chodzi mi tu o ślady łączenia plastikowych elementów. Otóż każdą krawędź automatycznie zdradzającą skalę modelu odchudziłem, by choć trochę zamaskować nieuniknioną przy tej wielkości toporność części. Krawędzie natarcia/spływu skrzydeł czy stateczników, grzebień aerodynamiczny na spodzie kadłuba, stateczniki zbiorników dodatkowych, pokrywy wnęk podwozia, krawędź kadłuba wokół dyszy silnika, czy sama dysza- wszystko to zostało znacznie zeszlifowane.

Oczywiście zabieg taki nie wpłynie magicznie na poziom zdetalowania powierzchni, siłą rzeczy dość niski w 1:144, ale może chociaż trochę oszuka potencjalnego widza.

Malowanie

Po przyklejeniu na miejsce oszklenia kabiny i zamaskowaniu go (cienkie paski wycięte z taśmy Tamiya plus płyn maskujący) mogłem znowu chwycić za aerograf. Pierwsza sesja to nałożenie podkładu ze srebrnej farby Gunze C8, która wyciągnęła wszelkie niedoskonałości powierzchni. Po poprawkach krótki bis i model był gotowy do nakładania kamuflażu.

Przedtem jednak postanowiłem dodać parę detali, których brak za bardzo rzucał mi się w oczy przy porównaniu ze zdjęciem prawdziwej sto-czwórki. Stożek osłony radaru nawierciłem pod rurkę Pitota przygotowaną z cienkiej igły i drucika. Na grzbiecie kadłuba dokonałem dwóch zmian. Tuż za kabiną dodałem antenę wyciętą z cienkiej blaszki, a bliżej statecznika pionowego nawierciłem otwór pod światło pozycyjne (przygotowane w formie przezroczystego pręcika, zaokrąglonego na jednym końcu). Dwa z tych trzech detali mogłem spokojnie odłożyć na bok, co by nie przeszkadzały przy kolorowaniu płatowca.

Wróćmy do kamuflażu. Malowanie zacząłem od osłony radaru, którą pokryłem warstwą Gunze H417 (RLM76 Light Blue), rozjaśnioną następnie C69 (Off White) tego samego producenta. Następnie na górę kadłuba naniosłem farbę Tamiya XF-18 (Medium Blue), którą to potem nierównomiernie rozjaśniłem za pomocą XF-82 (Ocean Gray 2). Detale w postaci anteny grzbietowej i krótkiego fragmenty na samym przodzie osłony radaru zastały psiknięte białym podkładem Gunze. Wloty powietrza do silników to natomiast wspomniany już wcześniej H77.

Do pomalowania dolnych partii kadłuba użyłem farby Gunze H307 (Gray FS36320) rozjaśnianej potem C69 (Off White). Przy okazji pokolorowałem też parę elementów jeszcze nie przyklejonych do głównej bryły modelu. Farbami metalicznymi pokolorowałem golenie i koła podwozia (Gunze MC211) oraz dyszę silnika (Model Mastera 1415 Burnt Metal). Pędzelkiem natomiast pomalowałem opony- farba Vallejo PS 306 Dark Rubber.

Nie byłem jednak przekonany co do wyglądu górnych partii modelu, rozjaśniłem więc je jeszcze mocniej za pomocą farby Tamiya XF-82.

Teraz lepiej, można zabezpieczyć całość błyszczącym lakierem bezbarwnym marki Tamiya i odłożyć na chwilę aerograf.

Kalkomanie

Zestawowe oznaczenia, jak to u Revella, nie sprawiły przykrych niespodzianek. Zostały sprawnie nałożone przy użyciu popularnego duetu Set & Sol firmy Microscale.

Chociaż przesunięcie kolorów w godle na ogonie lekko psuje dobre wrażenie. Nie mając jednak zamienników (w końcu 1:144 to nie „moja” skala)- zadowoliłem się tym co jest i zabezpieczyłem nałożone oznaczenia cienką warstwą wspomnianego już lakieru Tamiya.

Przed weatheringiem

Zanim zabrałem się za brudzenie, trzeba było jeszcze trochę pomalować. Okolice dyszy wylotowej silnika, w oryginale pozostawione w naturalnej barwie metalu, pomalowałem metalizerem Gunze MC211 (Stainless). Farbą Tamiya X-19 (Smoke) natomiast pocieniowałem powierzchnie sterowe skrzydeł, zamalowując przy okazji napisy eksploatacyjne, które wg mnie słabo trzymały skalę i nie wyglądały zbyt dobrze.

Do zapuszczenia linii podziału blach użyłem produktów dla leniwych firmy AK Interactive. Na górze Paneliner „Grey and Blue Camouflage”.

Na dole natomiast trochę mniej konwencjonalnie- użyłem specyfiku Engine Grime, którego kolor mi zwyczajnie bardziej pasował.

Po zabezpieczeniu miniatury cienką warstwą lakieru półmatowego marki Vallejo mogłem przejść do aplikowania śladów eksploatacji.

Brudzenie

Operacji brudzenia modelu również dokonałem specyfikami spod szyldu AK Interactive. Engine Grime posłużył mi do wykonania wszelkiego rodzaju zacieków i tym podobnych zabrudzeń.

Fuel Stains natomiast, jak sama nazwa wskazuje, naniosłem w okolicach wlewów paliwa do zbiorników.

Tyczy się to także dodatkowych zbiorników paliwa, którymi w tym momencie obwiesiłem miniaturę.

A skoro już zacząłem montowanie elementów do tej pory obrabianych luzem, to uzupełniłem model także o podwozie. Przygotowane wcześniej zespoły goleni i kół trafiły na swoje miejsce. Tak samo pokrywy wnęk- z uwzględnieniem charakterystycznego, lekko uchylonego położenia segmentów osłaniających podwozie główne, którego to dopatrzyłem się na zdjęciach. Zamontowane elementy zostały następnie lekko przybrudzone wspomnianymi wcześniej produktami z Hiszpanii.

Pozostało uzupełnić Starfigtera o mniejsze detale. Hak do lądowania pomalowałem farbą Vallejo 72.053 (Chainmal Silver z serii Game Color) pędzlem, a następnie mocno przybrudziłem za pomocą Engine Grime od AK. Światło grzbietowe pomalowane transparentną czerwoną farbą trafiło na swoje miejsce, podobnie jak dysza silnika czy rurka Pitota (pomalowaną farbą Gunze H307 Gray FS36320). Pozostało ściągnąć maski z kabiny załogi i mały TF-104 można było uznać za gotowy.

Skończony

Tym sposobem zakończyłem moją przygodę w mniejszej skali i mogłem wrócić do swoich ulubionych „siedemdwójek”. Tylko ich części nagle zrobiły się jakieś takie wielkie...

Po więcej zdjęć prezentujących wykonany model zapraszam jak zwykle do galerii.

MMXVI
Pokrewne tematy:
Wszelkie zdjęcia/rysunki ilustrujące powyższy artykuł, jeżeli tylko nie zaznaczono inaczej, zostały wykonane i/lub nalezą do autora wpisu. Wszystkie użyte na niniejszej stronie znaki i nazwy firmowe lub towarowe należą i/lub są zastrzeżone przez ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych. Jeżeli jakieś treści zawarte w powyższym artykule naruszają Twoje prawa, skontaktuj się z właścicielem witryny (formularz dostępny w zakładce "autor").