Huragan znad Wisły
Po wydanej nie tak dawno „pejedenastce” warszawska Arma Hobby sięgnęła po bardziej „mainstemowy” temat i zapowiedziała model samolotu Hawker Hurricane Mk.I w skali 1:72. Nie jest to może poziom Iskry, ale jednak temat na tyle ciekawy, że postanowiłem przyjrzeć się bliżej nowemu zestawowi jak tylko trafi na półki sklepowe.
Prawie jak 109
Sądząc po reakcjach z jakimi spotkało się obwieszczenie tego modelu- nie wszyscy byli zachwyceni kierunkiem jaki obrała Arma. W końcu Hurricane to tak niszowy temat jak nie przymierzając Bf 109. Tyle tylko że zaproponowana wersja Mk.I nie jest reprezentowana w skali 1:72 przez zestaw na współczesnym poziomie. Mniej zorientowani wskazywali Airfiksa- tyle tylko że Brytyjczycy wypuścili wersję wczesną ze skrzydłami częściowo krytymi płótnem. Rzadszą i szczerze mówiąc mniej ciekawą.
"Metalowy" Hurri co prawda też jest dostępny w skali 1:72, ale są to zestawy opracowane lata temu (Hasegawa), bądź krótkoseryjne (AZ Model), o adekwatnym poziomie wykonania. Nie jest to więc wcale taki zły wybór, a biorąc pod uwagę kwestię ekonomiczną- całkiem sensowne posunięcie.
Pozostaje tylko współczuć firmie Hobby 2000, która na początku tego roku zadebiutowała jako producent, oferując wypraski Hasegawy w edycji z polskimi oznaczeniami. Niedługo potem zaś Arma Hobby ujawniła swój mocno zaawansowany już projekt. Oj.
Pierwsze wrażenie
Pudełko, jak to u tego producenta- w standardowej dla „ekspertów” kolorystyce, otwierane z boku i ozdobione ilustracją Marcina Góreckiego. Z tyłu cztery sylwetki barwne obrazujące wersje modelu możliwe do wykonania za pomocą dołączonych oznaczeń. Ale do tych wrócimy później.
W środku jedna wypraska z jasnoszarego plastiku (przecięta na dwie części, by się w standardowym pudle zmieściła- a i tak mieści się ledwo), ramka z przezroczystościami, mała blaszka fototrawiona, maski, słusznych rozmiarów arkusz kalkomanii i instrukcja.
O ile na elementy fototrawione i maski znalazł się oddzielny woreczek strunowy, tak mała wypraska z oszkleniem śmiga sobie luzem w zbiorczym woreczku z całą resztą. Co prawda w moim przypadku nie przełożyło się to na jakiekolwiek rysy na oszkleniu, ale jednak, jak to mówią- niesmak pozostał.
Plastik
Kadłub został podzielony tradycyjnie na dwie polówki- nie ma tu żadnego oddzielnego segmentu zwiastującego przyszłą wersję morską. Mamy za to subtelnie odwzorowane sekcje pokrycia płóciennego i całkiem delikatne linie podziału.
Przyglądając się bliżej dostrzeżemy też starego znajomego z poprzednich modeli Army- ślady frezowania formy. Najbardziej widoczne są na obniżonej części garba za fotelem pilota, ale dociekliwi znajdą je także na innych elementach. W tym przypadku usunięcie ich nie powinno sprawić jednak większych problemów.
Jak widać projektant zestawu postawił na całkowicie oddzielny statecznik pionowy, który wraz ze sterem kierunku o delikatnie odwzorowanym ugięciu pokrycia znajdziemy na odciętej części wypraski.
Statecznik poziomy natomiast został opracowany jako jeden element z oddzielnymi powierzchniami sterowymi. Przy okazji możemy zobaczyć także rury wydechowe silnika, moim zdaniem element wyglądający dość słabo (końcówki oczywiście są pełne).
Podobnie jak w modelu Airfiksa, płat podzielony został na dwie główne sekcje. Powierzchnie górne połączone mostkiem stanowiącym podstawę podłogi kabiny i jednocześnie sufit wnęki podwozia głównego.
Oraz część spodnią z adekwatnym wycięciem na wspomnianą wnękę. W obu przypadkach otrzymujemy elementy poznaczone zarówno wypukłymi jak i wklęsłymi detalami, a powierzchnie sterowe zostały zasygnalizowane większą grubością linii podziałowych (chociaż troszkę niekonsekwentnie). Warto jeszcze dodać, szczególnie w kontekście porównań z modelem Airfiksa, iż w tym przypadku krawędzie spływu skrzydeł są naprawdę cienkie.
Wspomniana wyżej wnęka podwozia głównego składa się z sufitu, który w wersji „Expert” przykrywany jest bardziej zdetalowanym elementem z blaszki.
Do tego oddzielnie zaprojektowane ściany.
Poskładanie zaś całości ułatwi zapewne wewnętrzna część dolnej powierzchni skrzydeł.
Dobre wrażenie sprawiają także koła, całkiem ładne jak na plastik.
Na których można dopatrzyć się napisu „DUNLOP” po obu stronach (uuu... odważnie).
Pokrywy wnęk też prezentują się całkiem znośnie, choć to wiadomo- z plastiku odpowiednio cienkie nigdy nie będą.
Wygląda to wszystko całkiem w porządku i tylko szkoda że napotykamy tutaj notoryczne w modelach tego producenta zapadnięcia tworzywa. Ot np. na takim detalu- butla wklejana we wnękę podwozia głównego.
Na przedostatnim zdjęciu mignęły także podstawy śmigieł, w które wklejamy łopaty (dwie wersje) zaprojektowane jako pojedyncze elementy. Wbrew obawom zapewnione zostało ich prawidłowe usytuowanie za pomocą kołków ustalających.
Śmigło możemy przykryć jednym z trzech kołpaków. Otrzymujemy bowiem możliwość wykonania zarówno śmigła de Havilland jak i Rotol, przy czym to ostatnie także z kołpakiem zaadaptowanym ze Spitfire’a.
Tuż obok łopat na wyprasce znajdziemy chłodnicę, która z jednej strony cieszy.
Z drugiej lekko rozczarowuje zapadnięciem tworzywa. W edycji „Expert” nie jest to jednak problem, bo ratują nas elementy z blaszki.
Co prawda jak wspominałem wyżej, na Sea Hurricane’a nie ma raczej co liczyć, ale na pocieszenie otrzymujemy możliwość wykonania miniatury w wersji tropikalnej. Mała rzecz, a cieszy.
Wnętrze kabiny pilota jest dość bogato zdetalowane. Co nieco znajdziemy już wewnątrz połówek kadłuba.
Elementy kratownicy, mimo że wykonane we wtrysku, także nie sprawiają złego wrażenia.
Podłoga oraz ściana tylna kokpitu z opancerzeniem zresztą też.
Fotel znajdziemy na „małej ramce” i jak na wtrysk- nie jest nawet taki gruby.
Tablica przyrządów pokładowych natomiast to niestety kolejna część zniekształcona zapadnięciem tworzywa. Znowu- w „ekspercie” to nie problem, ale nie wróży to dobrze zapowiedzianej edycji „Junior”, która to blaszki zawierać nie będzie.
Elementy fototrawione przydadzą się także w przypadku pedałów orczyka. Nie, te akurat odlane są dobrze- ot plastikowe zawsze będą wyglądać zbyt topornie w tej skali.
Przy okazji zwracam uwagę na oddzielny ster wysokości, o którym wspominałem gdzieś na początku tego omówienia.
„Oszklenie”
Ramka z elementami przezroczystymi zawiera wiatrochron z oddzielną ruchomą osłoną w dwóch wersjach- do wykorzystania przy zamkniętym i otwartym kokpicie.
Przejrzystość jest na całkiem niezłym poziomie, chociaż do doskonałości trochę brakuje.
Gorzej jednak że osłony są zwyczajnie grube, co moim zdaniem w zasadzie wyklucza opcję otwartej kabiny w przypadku budowy prosto z pudła.
Oprócz "szklarni" pilota na wyprasce znajdziemy także mniejsze detale takle jak reflektory czy celownik.
Dodatki
Edycja „Ekspert” to oczywiście nie tylko plastik. Blaszka fototrawiona, chociaż niewielkich rozmiarów, zawiera w zasadzie najpotrzebniejsze elementy takie jak pasy, tablica przyrządów czy siatki chłodnicy. Plus parę bonusów w postaci osłon (zaśmigłowa i podłużne blaszki montowane za wydechami) niewykorzystywanych w pudełkowych malowaniach.
Dostajemy także maski, ułatwiające pomalowanie zarówno oszklenia (w tym reflektorów skrzydłowych) jak i kół. Nie znajdziemy w pudełku za to tradycyjnej kliszy z zegarami przeznaczonej do fototrawionej tablicy przyrządów. Zamiast niej mamy wykorzystać kalkomanię.
Kalkomanie
Niemałych rozmiarów arkusz zawiera oznaczenia dla czterech maszyn, w tym trzy wersje kolorystyczne brytyjskich kokard i „fin-flashy”.
Tym razem wydrukowany został przez Techmod, w żadnym razie nie oznacza to jednak spadku jakości. Druk jest dokładny i ostry, nie stwierdziłem też przesunięć kolorów czy innych błędów tego typu.
Jako bonus, oprócz tych wszystkich oznaczeń których nie użyjemy, otrzymujemy także drugi komplet napisów eksploatacyjnych i wskaźników tablicy przyrządów.
Ot jakby kto chciał wykorzystać je w innym zestawie lub skusił się na proponowane przez Armę same wypraski. Których już kupić nie można, ale nawet nie będę zaczynał tego tematu.
Instrukcja
Standardowa dla tego producenta, czytelna i estetyczna. Chciałoby się napisać „jak zwykle”, ale to akurat nie do końca prawda.
Tym razem stanowi ona bowiem płynny przewodnik po budowie modelu z wykorzystaniem wszystkich elementów dostępnych w pudełku (w poprzednich zestawach montaż części fototrawionych był przedstawiany w oddzielnym module). Moim zdaniem jak najbardziej zmiana na lepsze.
Druga część instrukcji to przedstawienie dostępnych malowań. Każda z wersji została zilustrowana kolorowymi rzutami wraz z zaznaczeniem rozmieszczenia odpowiednich kalkomanii.
Farby proponowane przez producenta to tylko i wyłącznie produkty firmy Hataka, co jakkolwiek nie zaskakuje, fajne też nie jest. Na pocieszenie dostajemy mniej lub bardziej trafne numery FS. Chociaż akurat przy brytyjskich malowaniach stanowić to problemu jakiegoś nie będzie.
Malowania
Producent zaproponował nam w tym zestawie cztery warianty, ze znaczącą przewagą samolotów polskich pilotów. Dwie maszyny na których latał Antoni Głowacki w 501 Dywizjonie RAF (P3059 SD-N oraz V7234 SD-A), jedną ze sławnego dywizjonu 303 (R4175 RF-R J. Frantiska) plus rodzynek w dwójnasób- tropikalny Hurri z 3 Dywizjonu SAAF (284 J).
Niby fajnie, bo tyle „plusów za polskie malowania”, ale jednak moim zdaniem zdecydowanie nudno. Już pomijam dwie maszyny Głowackiego, ale nawet wersja pustynna dostaje nam się w standardowym brytyjskim kamuflażu europejskim. Może Arma planuje wypuścić edycję z bardziej różnorodnymi malowaniami, nie wiem. Na pierwszy rzut moim zdaniem mogło być ciut atrakcyjniej. Co wcale nie oznacza że jest źle.
Podsumowanie
Ile bym powyżej nie narzekał, to jednak uważam nowego Hurricane’a z Army za całkiem fajny zestaw. Oczywiście nie pozbawiony wad- ale te są na tyle niewielkie że nie niweczą przemyślanego projektu i całkiem niezłych detali. Plus w tej edycji część wpadek niweluje dołączona blaszka.
Z drugiej strony nie obraziłbym się gdyby kolejny wydany przez tego producenta model (jaki? Tego Arma Hobby jeszcze nie zdradziła) nie miał wreszcie zapadnięć tworzywa, a „szkiełko” kabiny było odrobinę cieńsze. Zobaczymy.