Cromwell Mk.IV
IBG Models kontynuuje temat brytyjskich czołgów pościgowych w skali 1:72. Po Crusaderach wielu wersji, przyszła pora na kolejny typ. Na rynek wypuszczony został model czołgu Cromwell Mk.IV, który zaciekawił mnie na tyle, że postanowiłem przyjrzeć mu się bliżej.
Pudełko
Zestaw o numerze katalogowym 72102 zapakowany został w otwierane z góry pudełko, utrzymane w odświeżonym stylu graficznym, wprowadzonym przez producenta parę modeli temu.
Na frocie estetyczna ilustracja wykonana przez Arkadiusza Wróbla, a w środku gromada wtryskowych ramek w kolorze szarym.
Do tego blaszka z elementami fototrawionymi, kalkomanie oraz oczywiście instrukcja.
Plastik
Przejdźmy do konkretów, ot na przykład kadłuba, którego dolna część przygotowana została z wykorzystaniem formy suwakowej. Dzięki temu wypukłe detale (tutaj w postaci nitów) znajdziemy i na pionowych, bocznych ściankach. Daremne natomiast poszukiwania wycięć na wahacze i samych wahaczy – te padły ofiarą uproszczeń.
Oddzielnie zaprojektowane elementy na przód i tył wanny mogą za to pochwalić się m.in. łbami śrub. Bo szekle odwzorowane razem z (pochyłym!) fragmentem pancerza lepiej przemilczeć (a te na tylnej płycie, które obecne na renderach, w modelu pozostawiły po sobie tylko brzydkie ślady, to już w ogóle).
Górna część kadłuba także wypełniona jest detalami, szczególnie w sekcji nadsilnikowej. Parę z nich należy jednak usunąć (a także wypełnić dwie linie podziału, o czym informuje instrukcja), a takie np. wizjery kierowcy i strzelca poprawić, bo moim zdaniem są jednak zbytnio uproszczone.
Nic natomiast nie trzeba usuwać z płyt przeznaczonych na front.
Błotniki przygotowane jako oddzielne moduły, wklejane przez zamknięciem kadłuba, także cieszą oko mieszaniną wypukłych i wklęsłych detali.
Do tego widoczne krawędzie są całkiem przyzwoitej grubości, przynajmniej z przodu.
Chociaż i z tyłu, biorąc pod uwagę konstrukcję elementu, tragedii nie ma.
Na błotnikach zamontować należy m.in. całkiem ładnie wyglądające zasobniki.
Inne detale zresztą też do najbrzydszych nie należą.
Wieża to kolejny element korzystający z błogosławieństwa form suwakowych – wypukłe (ale to naprawdę wypukłe) detale można znaleźć z każdej strony.
No prawie, tylko przód jest doklejany oddzielnie. Jak i włazy, których dostajemy dwie wersje – do zamontowania w pozycji otwartej jak i zamkniętej.
Oczywiście osobno jest także jednoczęściowa lufa, z całkiem niezłym hamulcem wylotowym (jak na element wtryskowy). Niemniej jednak warto zaopatrzyć się w metalowy zamiennik.
Lufy karabinów Besa, z których jeden montowany jest w wieży, siłą rzeczy nie oszałamiają. Są ok, ale przypomnę że Master robi metalowe.
Przejdźmy do układu jezdnego, który opiera się o moduły zawierające zintegrowane ze sobą gąsienice i koła.
Przy czym w przypadku tych ostatnich mowa tylko o elementach od strony kadłuba.
Zewnętrzne koła jezdne zostały zaprojektowane osobno i wyglądają całkiem nieźle, na pewno lepiej niż w Crusaderach. Problematyczne są gumowe bandaże, które w tym przypadku powinny być późniejszego, pełnego typu.
Osobno wklejana jest także zewnętrza część koła napinającego.
Natomiast w przypadku kół napędowych, tarcze z zębami doklejamy z obu stron modułu z gąsienicami.
Wspomnieć wypada jeszcze tutaj o całkiem ładnych powierzchniach zewnętrznych gąsienic. Od strony wewnętrznej siłą rzeczy wyglądają trochę gorzej.
Na ramkach znajdziemy jeszcze jeden element, który pozostanie jednak niewykorzystany.
Chociaż ja dostałem także nadmiarową ramkę z błotnikami do równolegle wydanego Centaura, ale to chyba raczej ewenement.
Elementy fototrawione
Uzupełnieniem część plastikowych jest fototrawiona blaszka o dosyć skromnych rozmiarach. Zawiera dosłownie kilka elementów – osłony frontowych reflektorów, wsporniki błotników i siatkę na tył przedziału silnikowego.
Czyli nie za wiele, tym bardziej że wspomniane osłony raczej średnio się nadają – są zbyt płaskie.
Kalkomanie
Tradycyjnie za druk arkusza z kalkomaniami odpowiadał Techmod, wiadomo więc czego można się spodziewać.
Oznaczenia wyglądają bardzo dobrze, natomiast jak będzie z nakładaniem ich na model to się jeszcze okaże.
Instrukcja
Tutaj nic nowego. Klasyczne, czarno-białe rysunki czytelnie ukazujące kolejne etapy budowy. Przy czym nie jest ich dużo – montaż modelu to tylko dwie strony instrukcji.
Więcej zajmują kolorowe sylwetki barwne, na których ukazano możliwe do wykonania maszyny.
Potrzebne do pomalowania modelu kolory zebrano w tabelce zawierającej numery farb Vallejo Model Air, Hataka, Life Color, Mr. Hobby i AK Interactive.
Malowania
Oznaczenia dołączone do zestawu pozwalają na wykonanie jednej z pięciu maszyn. Pierwsze trzy opcje to Cromwelle o numerach T18933, T187984 i T187876 z tej samej jednostki (6th Airbourne Armoured Reconnaissance Regiment, 6th Airbourne Division), które brały udział w zdobyciu Pont-Audemer w Normandii, 26 sierpnia 1944.
Kolejna to czołg T187796 (bateria „K”, 5th Royal Horse Artillery) utracony 13 czerwca 1944 w starciu z Tygrysami w rejonie Villers-Bocage.
Ostatnia zaś to pojazd o numerze T189427 z dowództwa 10 Pułku Strzelców Konnych, 1 Dywizji Pancernej, datowany na sierpień 1944.
Jest więc i polski akcent, który mnie akurat najbardziej z dostępnych opcji interesuje.
Koniec
Tak wygląda nowy Cromwell z IBG Models. Z jednej strony całkiem ładne detale (przynajmniej niektóre), z drugiej niepotrzebne uproszczenia, w tym dość zaskakujące w rejonie zawieszenia. Niemniej jednak zawartość pudełka wydaję się być niezłą podstawą do budowy ładnej miniatury w skali 1:72. Jeżeli tylko nie będziemy się jej zbytnio przyglądać, szczególnie od spodu.