Nakajima Ki-84 Hayate Model Kit

Recenzja zestawu Arma Hobby

Zbyt dużo wody w Wiśle nie upłynęło od premiery nowego Ki-84 Hayate w skali 1:72, a Arma Hobby już przygotowała i wypuściła na rynek pozbawioną dodatków edycję „Model Kit”. Spójrzmy bliżej.

Uwaga

Niniejszy artykuł powstał w oparciu o egzemplarz modelu dostarczony przez producenta – firmę Arma Hobby, za co w tym miejscu serdecznie dziękuję.

Ogóły

Grafika zdobiąca front pudełka (o numerze katalogowym 70052) przyciąga wzrok ładnie uchwyconą sylwetką japońskiego myśliwca, a charakterystyczna szata graficzna otwieranego z boku opakowania od razu zdradza z jaką edycją modelu mamy do czynienia.

Jedna (podzielona na dwie części) ramka wtryskowa z plastiku w kolorze szarym, jedna przezroczysta, arkusik kalkomanii oraz instrukcja to wszystko co znajdziemy wewnątrz.

„Model Kit” jest bowiem bardziej podstawową (a tym samym tańszą) alternatywą dla premierowego wydania „Expert Set” (recenzowanego również na tych łamach).

Plastik raz

Przejdźmy do konkretów, zaczynając od kadłuba, który jak to kadłub, podzielony został na dwie główne części.

Na których znajdziemy dosyć cienkie, wklęsłe linie podziału blach, garść analogicznie odwzorowanych nitów i zapinek oraz subtelnie zaakcentowane pofalowanie pokrycia steru kierunku.

Dość niekonwencjonalnie autor modelu podszedł do okolic kokpitu, gdzie górna część poszycia zaprojektowana została jako oddzielny element. W dwóch wersjach, zależy czy chcemy wykonać model z otwartą osłoną kabiny, czy zamkniętą.

Oryginalnie potraktowano także okapotowanie silnika – fragment odwzorowano razem z połówkami kadłuba, resztę doklejamy osobno.

Trochę słabe wrażenie robią rury wydechowe, przykrywane skądinąd całkiem niezłymi żaluzjami. Przy czym te ostatnie mamy tylko w pozycji zamkniętej, co trochę rozczarowuje, skoro to i tak doklejany oddzielnie element.

Chłodnica oleju przygotowana została natomiast w dwóch wariantach – wczesnym (mniejsza) i późnym (większa). Przy czym decydując się na jedno z malowań pudełkowych, wykorzystamy tylko jedną z nich – tą mniejszą (części 28 i 29).

Elementy struktury i wyposażenia kokpitu znajdziemy już na wewnętrznej stronie połówek kadłuba.

Niekonwencjonalne, choć znane już z wcześniejszych modeli tego producenta rozwiązanie zastosowano w tylnej wrędze kabiny, zaprojektowanej wraz ze stelażem podtrzymującym fotel, który to trzeba odpowiednio odgiąć.

A jak już wspomniany został fotel – no nie oszałamia, krótko mówiąc. To że gruby, to w zasadzie nieuniknione w plastiku. Lekkie zapadnięcie tworzywa to też żadna niespodzianka. Zupełnie za to nie rozumiem przyjętej konwencji zaznaczania otworów za pomocą wypukłych linii. Rozwiązanie które nieśmiało pojawiało się w poprzednich projektach AH (np. otwory ulgowe wręg w Wildcatach), tutaj znalazło o wiele szersze zastosowanie. Czemu? Nie wiem. Moim zdaniem ani to ładne, ani realistyczne, ani pomocne.

Na podłodze kabiny na przykład znajdziemy całe mnóstwo wypukłych linii, wyznaczających zarówno krawędzie otworów jak i granice blach.

Ciekawie rozwiązano kwestię montażu drążków sterujących, które wklejane są od spodu, dzięki czemu rezydują we wgłębieniach poniżej poziomu podłogi.

Do pedałów orczyka za to się przyczepię. Nie, nie dlatego że toporne – pod tym względem nie jest źle. Zdaje się jednak że całość powinna tworzyć łuk, tymczasem pedały osadzone są na prostym jak strzała pręcie (przy okazji – element obok to podstawa celownika).

Wypukłe linii nie przeszkadzają za to na tablicy przyrządów, montowanej do przedniej wręgi kokpitu, na której zaznaczono między innymi tyły kadłubowych karabinów.

Kończąc temat wyposażenia kabiny pozostało wspomnieć jeszcze o paru manetkach przeznaczonych do montażu na podłodze (część nr 3) i ścianie kadłuba (11).

Miniatura silnika Nakajima Homare prezentuje się całkiem obiecująco – dwie pełne gwiazdy z ładną rzeźbą cylindrów i wypustkami ułatwiającymi zamontowanie gotowej jednostki wewnątrz kadłuba (gdzie znajdują się odpowiednie otwory montażowe).

Do tego oddzielnie doklejany front z osłonami popychaczy (w dwóch częściach) oraz osłona reduktora.

Przy czym chcąc wykonać model z „kręcącym się śmigiełkiem” należy zawczasu zainteresować się tyłem ostatniej części i umieścić (nie wkleić) tam oś obrotu śmigła (12).

Na którą możemy zamontować później czterołopatowe, jednoczęściowe śmigło przykryte kołpakiem.

Górne powierzchnie płata to jeden element, pokryty siatką wgłębnych linii podziału blach i garścią innych detali. Dokładnie to samo odnosi się do powierzchni dolnych.

W obu przypadkach bardzo dobre wrażenie robi pokrycie lotek z subtelnie zaznaczonym ugięciami.

Ledwie widoczne zapadnięcia tworzywa przy przejściu skrzydło-kadłub w zasadzie nie warte są uwagi.

Wspomnieć za to wypada o lufach skrzydłowych działek (54) i asymetrycznie montowanej chłodnicy paliwa (55).

Elementem spajającym górne powierzchnie skrzydeł jest całkiem głęboka komora podwozia głównego. Szkoda tylko że tu także postawiono na wypukłe linie.

W dolnej części skrzydeł natomiast znajdziemy sloty służące do montażu goleni.

Koła z zaznaczonym ugięciem opon nie oszałamiają – bo i w oryginale zbyt wiele detali nie miały. Chociaż jakiś bieżnik by się jednak moim zdaniem przydał.

Tak samo jak nitowanie na osłonach podwozia. Cieszy natomiast fakt odwzorowania mechanizmu zamykania segmentów wewnętrznych.

Kończąc temat podwozia wypada wspomnieć jeszcze o całkiem niezłym kółku ogonowym.

I jego osłonach.

Ster wysokości odwzorowany został razem ze statecznikiem poziomym.

Tak, tak – z całkiem ładnymi ugięciami poszycia.

W kwestii podwieszeń producent zaproponował nam kilka możliwości. Dwustulitrowe zbiorniki dodatkowe w dwóch częściach.

Dwie, jednoczęściowe, stukilowe bomby, do których brakujące brzechwy doklejamy w dość interesujący sposób (wycinamy z ramki razem z uchwytem, przyklejamy, odcinamy).

I jedną bombę 250kg, w dwóch częściach, o wykorzystaniu której instrukcja milczy.

Cokolwiek wybierzemy, podwiesimy na całkiem ładnych zaczepach.

Do kompletu brakuje już tylko rurki Pitote’a (57) i masztu anteny (56).

Czyli części z grupy „i tak złamiesz”.

Plastik dwa

Niewielka ramka przezroczysta zawiera, jak łatwo się domyślić, głównie elementy oszklenia kabiny.

Całkiem ładne zresztą, cienkie i przejrzyste.

Umożliwiające wykonanie osłony także w pozycji otwartej.

Jedynym elementem o innym przeznaczeniu jest skrzydłowy reflektor.

Całość robi naprawdę dobre wrażenie, a do tego ramka została zapakowana w oddzielny woreczek strunowy, więc nie za bardzo mam się do czego przyczepić.

Kalkomanie

Dołączony do zestawu arkusz kalkomanii został wydrukowany przez Techmod, co już od pewnego czasu jest standardem w modelach Arma Hobby.

Druk jest wyraźny, kolory jednorodne i nasycone, a przesunięć warstw brak.

Dobrze wyglądają także drobne napisy i oznaczenia eksploatacyjne, czy wskaźniki na tablicę przyrządów pokładowych. Nie jestem natomiast fanem pasów pilota w tej postaci, a innych w tej edycji nie uświadczymy.

Całość jednak prezentuje się pierwszorzędnie, no przynajmniej na kartoniku.

Instrukcja

Broszura zawierająca wskazówki na temat budowy modelu przedstawia typowy dla tego producenta poziom. Czytelne i estetyczne rysunki montażowe.

Plus pojawiające się tu i ówdzie dodatkowe komentarze.

W tabelce z sugerowanymi farbami znajdziemy numery z palet firm Hataka (Orange Line), AK Interactive (Real Colors), MR Paint, AMMO, Mr. Color (seria „C”), Humbrol, Vallejo i Tamiya.

Maszyny, które możemy wykonać korzystając z pudełkowych oznaczeń, ukazano na kolorowych schematach.

Zawierają one również wskazówki dotyczące rozmieszczenia kalkomanii.

Malowania

„Model Kit” to nie tylko brak dodatków, ale i trochę mniejszy wybór dostępnych malowań – są tylko dwa. Ki-84 Ko Hayate, 1. Chutai, 112. Sentai, kapitan Yasuro Masaki, lotnisko Nitta, Japonia, lipiec-sierpień 1945.

Wariant malowania zestawu (za Arma Hobby)

Ki-84 Ko Hayate – 3. Chutai, 72. Sentai, lotnisko Clark Field, Filipiny, początek 1945.

Wariant malowania zestawu (za Arma Hobby)

Czyli zielony lub zielony. Dobrze że chociaż różnią je akcenty kolorystyczne oznaczeń indywidualnych.

Podsumowanie

Nowa edycja Hayate to na pewno ciekawa propozycja dla modelarzy nie przepadających za blaszkami i maskami, czy po prostu wolących lekko tańszą alternatywę premierowego wydania. Bo to te same dobrze wyglądające wypraski, z których zbudować można atrakcyjną miniaturę japońskiego myśliwca.

MMXXII
Pokrewne tematy:
Wszelkie zdjęcia/rysunki ilustrujące powyższy artykuł, jeżeli tylko nie zaznaczono inaczej, zostały wykonane i/lub nalezą do autora wpisu. Wszystkie użyte na niniejszej stronie znaki i nazwy firmowe lub towarowe należą i/lub są zastrzeżone przez ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych. Jeżeli jakieś treści zawarte w powyższym artykule naruszają Twoje prawa, skontaktuj się z właścicielem witryny (formularz dostępny w zakładce "autor").