P-51B Mustang

Recenzja zestawu Arma Hobby

W moje ręce trafiła kolejna, czwarta już edycja „siedemdwójkowego” Mustanga wypuszczona przez firmę Arma Hobby. Tym razem skupiająca się na maszynach wersji „B” z amerykańskimi gwiazdami. Spójrzmy bliżej.

Uwaga

Niniejszy artykuł powstał w oparciu o egzemplarz modelu dostarczony przez producenta – firmę Arma Hobby, za co w tym miejscu serdecznie dziękuję.

Pudło

Pomimo charakterystycznej szaty graficznej pudełka, z granatowym pasem nad całkiem ładną ilustracją frontową, zestaw o numerze katalogowym 70041 to nie „Expert Set”. Producent zrezygnował bowiem z wydawania modeli w dwóch głównych liniach („Model Kit” i „Expert Set”) – teraz mamy jedną, będącą czymś pomiędzy.

Co widać po zawartości pudełka. Nie znajdziemy tu bowiem blaszki z elementami fototrawionymi (obecnej w „ekspertach”), jest za to arkusz samoprzylepnych masek (nieobecny w poprzednich „model kitach” vel. „juniorach”). Poza tym mamy tu oczywiście plastikowe wypraski (dwie szare i jedną przezroczystą), arkusz kalkomanii oraz instrukcję.

Oczywiście zestaw opiera się na plastiku znanym z wcześniej wydanych przez AH zestawów umożliwiających budowę miniaturowego Mustanga, których to recenzje można znaleźć na tych łamach.

Plastik

Zacznijmy od kadłuba, który w swej dwuczęściowej postaci okupuje największą ramkę wtryskową zestawu.

Wyraźnie zarysowana siatka delikatnych, wklęsłych linii podziału blach sprawia bardzo dobre pierwsze wrażenie, które lekko psuje podejście producenta do tematu nitowania. Detale tego typu znajdziemy bowiem tylko w niektórych miejscach modelu, na kadłubie jest ich na przykład dosłownie garść.

Zdecydowanie więcej mamy tutaj spinek paneli dostępowych i tego typu detali, swoją drogą całkiem delikatnych, z których większość zgromadziła się w okolicach okapotowania silnika. Uwagę zwracają także klapki inspekcyjne zarysowane wyraźnie w zazwyczaj problematycznych rejonach.

Są też i pewne (nomen omen) niedociągnięcia, takie jak np. niedochodzące do siebie linie podziału tuż za blachami przejścia skrzydło-kadłub. Po obu stronach.

Pewną asymetrię znajdziemy za to spoglądając na osłonę podkadłubowego wlotu powietrza, gdzie po jednej stronie linia podziału jest, a po drugiej jej nie ma.

Żeby podyskutować o innych niedoskonałościach, trzeba najpierw zerknąć do wnętrza kadłuba, który co jak co ale pusty nie jest.

W okolicy wnęki kółka ogonowego odwzorowana została struktura wewnętrzna kadłuba.

Dodatkowy jej fragment wklejamy razem z pokrywami (części 23 i 24). Samo kółko natomiast (25), odwzorowane razem z golenią i wspornikami, prezentuje się całkiem ładnie.

Okolice kokpitu to struktura kadłuba sięgająca przedziału radiowego oraz detale wyposażenia odwzorowane wprost na powierzchniach wewnętrznych kadłuba.

Z lewej strony uzupełnia je moduł zawierający m.in. regulacje trymerów i dźwignie wypuszczania podwozia (4) oraz maleńki panel sterowania obrotami silnika wraz z dźwigniami regulującymi np. skok śmigła (6).

Z prawej strony oddzielnie doklejana jest tylko instalacja tlenowa (3), bo i detali odwzorowanych wprost na burcie jest więcej.

Co niestety przekłada się na lekkie zapadnięcia tworzywa, widoczne także na powierzchni zewnętrznej.

Problem występuje tylko po jednej stronie kadłuba. Na lewej połówce (gdzie detali na burcie jest mniej) feleru tego próżno wypatrywać.

Statecznik pionowy, zaprojektowany jako całość ze sterem kierunku, otrzymujemy w dwóch wersjach, tym razem przyda nam się jednak tylko jedna z nich. Ta po lewej (część numer 19). Przy okazji zwracam uwagę na delikatne, wypukłe nity w dolnej części elementu, których zachowanie w nienaruszonej formie, ze względu na bliskość kanalika wlewowego, będzie nie lada wyzwaniem.

Podobnie prezentuje się kwestia statecznika poziomego – dwie wersje, tym razem użyjemy tylko tej bez grzebienia aerodynamicznego. Uwadze polecam linie oddzielające przeciwwagę steru od statecznika, szczególnie w porównaniu ze statecznikiem pionowym.

Jednym z przejawów uniwersalności kadłuba są otwory w jego dziobowej części.

Wkleić w nie należy odpowiednie, pasujące do danej wersji panele. Na ramkach znajdziemy trzy warianty (13-18), ale zgodnie z instrukcją w tej edycji (tj. budując model w jednym z malowań pudełkowych) pod uwagę powinniśmy brać tylko jeden z nich (15 i 16).

Niektóre z opcji pudełkowych wymagają także nawiercenia otworu ujścia oleju – dwa możliwe położenia zostały zaznaczone na wewnętrznej stronie lewej połówki kadłuba (jedno trochę bardziej, drugie trochę mniej).

Wybrana opcja malowania zadecyduje także o użytych rurach wydechowych silnika. W zestawie dostajemy dwa warianty, przy czym oba wymagać będą drobnej ingerencji, tj. chociażby delikatnego nawiercenia końcówek.

Podstawę kabiny stanowi całkiem nieźle wyglądająca podłoga. Co ciekawe jej spód to nie tylko ślady po wypychaczach, ale i parę detali widocznych w gotowej miniaturze poprzez wnękę podwozia.

Siedzisko pilota otrzymujemy w dwóch wersjach, ale wszystkie opcje malowania wymagają użycia jednoczęściowego fotela Schick-Johnson (1).

Na stelażu z płytą pancerną (9, 10).

Pilotowi przyda się także drążek (30), który w swej plastikowej postaci prezentuje się całkiem nieźle.

Tablica instrumentów pokładowych budzi za to mieszane uczucia. Z jednaj strony delikatne detale powierzchni, z drugiej – centralny panel wskaźników postanowiono odwzorować jako wyniesiony, gdy ten w rzeczywistości osadzony był głębiej niż okalająca go powierzchnia tablicy.

Jeżeli jednak to komuś nie przeszkadza, zestawową tablice może wstawić w osłonę (6), a o jej prawidłowe osadzenie zadbają wypustki i gniazda znajdujące na obydwu częściach.

Prostokątny slot na tyle tablicy służy natomiast do umocowania części z pedałami orczyka (4), które zwracają uwagę maciupkim logiem North American Aviation i napisem „DEPRESS PEDAL TO RELEASE PARKING BRAKE”, albo przynajmniej czymś całkiem podobnym.

Za fotelem pilota też pusto nie będzie – zamontować tam należy dodatkowy zbiornik paliwa (12), uzupełniony wskaźnikiem (13).

Nad nim zaś stelaż na osprzęt radiowy (14).

Którego to wybór i montaż nie przysporzy nam tym razem bólu głowy. Wg. Instrukcji w grę wchodzi bowiem tylko jedna konfiguracja, nie wykorzystująca wszystkich dostępnych na ramkach elementów (tylko części 7, 8, 15)

Podobnie sprawa wygląda z antenami grzbietowymi – tylko dwie (z trzech) wchodzą w grę (33, 34), przy czym większość zaproponowanych maszyn nawet tych nie posiada.

Przed zamknięciem kadłuba trzeba zająć się jeszcze spodnim wlotem powietrza oraz chłodnicą oleju. W tym przypadku sufit wlotu pozostawiamy bez zmian.

Chłodnica (29) wygląda bardzo ładnie, przynajmniej od jednej strony (wg instrukcji jest to jej tył). Gorzej wygląda ziejący pustką przód, tym bardziej że tym razem w skład zestawu nie wchodzi fototrawiona blaszka (we wcześniej wydanych „ekspertach” zawierała ona siatkę przeznaczoną na to miejsce).

Dopiero po przyklejeniu spodniej części (30), całość możemy zamknąć w kadłubie.

Po czy zając się przynajmniej częściowym przesłonięciem otworów wylotowych za pomocą odpowiednich klap (31, 32).

Przednią część wlotu dostajemy jako oddzielny element (27). Tak samo sprawa wygląda z otworem wlotowym gaźnika (36), znajdującym się pod śmigłem.

Śmigłem, które otrzymujemy w jednoczęściowej postaci, nie będzie więc trzeba martwić się o poprawne ułożenie łopat.

Z tyłu znajdziemy wypustki odpowiadające z montaż go na podstawie kołpaka (20).

Kołpaka, który także takie wypustki posiada.

Natomiast kręcenie się śmigiełka ma zapewnić niewielki element (22), który należy zamontować bez użycia kleju.

Przejdźmy do płata, który podzielony został na dwie części. Górne powierzchnie to, podobnie jak w przypadku kadłuba, delikatne linie podziału blach, trochę nitów i innych wklęsłych detali.

Analogicznie wyglądają powierzchnie dolne, tyle tylko że tutaj nitów jest zdecydowanie więcej.

Szczególnie w środkowej sekcji, gdzie próbowano ukazać spracowane, sfalowane poszycie, co mnie akurat nie do końca przekonuje.

Lepiej wygląda to na wykonanych jako oddzielne części klapach, gdzie przy okazji dojrzeć można zarówno wklęsłe jak i wypukłe nity.

Zupełnie za to nie podoba mi się sposób w jaki odwzorowano światła pozycyjne oraz reflektory sygnalizacyjne (to te trzy na spodzie płata). Transparentne elementy byłyby tu zdecydowanie bardziej na miejscu.

Mieszane uczucia wzbudza sufit wnęki podwozia głównego, odwzorowany na wewnętrznej stronie górnej połówki płata. Z jednej strony bardzo ładne, delikatne, wypukłe nity. Z drugiej strony ślady po przejściu freza drążącego formę widoczne chociażby wokoło otworów (i niestety nie tylko tutaj).

Wnękę zbudujemy wykorzystując jeszcze kilka innych części (26, 27, 28, 29), także ponitowanych „na wypukło”.

Podobnie potraktowane zostały wewnętrzne pokrywy wnęk, no przynajmniej od jednej strony.

Zewnętrzne są za to zdecydowanie mniej ciekawe.

Tak jak i golenie podwozia.

Na których osadzimy oczywiście koła, na pierwszy rzut oka bardzo ładne, chociaż szkoda że tylko z jedną wersją ogumienia. Gorzej gdy zaczniemy przyglądać im się bliżej. To że napisy („GoodYear”) na jednym z kół są odbiciem lustrzanym to szczegół, który i tak niełatwo dojrzeć.

Większym problemem jest za to bieżnik opon, którego nieschodzące się linie w środkowym biegu są zdecydowanie łatwiej zauważalne. Cóż, szkoda.

Na pocieszenie mamy za to stosunkowo szeroki wachlarz podwieszeń montowanych na podkadłubowych belkach.

Dwa rodzaje dodatkowych zbiorników paliwa.

Oraz 250-funtowe bomby.

Jak już przy uzbrojeniu jesteśmy, to wypada wspomnieć jeszcze o skrzydłowych karabinach, których lufy zaprojektowano jako jednoczęściowe moduły (25). Na wewnętrznej powierzchni dolnej części skrzydeł znajdziemy odpowiednie sloty do zamontowania tychże, jak również otwory wylotowe łusek.

Pozostało wspomnieć jeszcze o kilku pomniejszych detalach, takich jak montowana pod prawym skrzydłem rurka Pitota (30), czy szyny odsuwanej części osłony kabiny (37, 38), które trzeba przyciąć w przypadku wybrania zamkniętej konfiguracji.

A jak już przy osłonie kabiny jesteśmy…

Przezroczystości

Elementy przezroczyste to trzecia, najmniejsza, plastikowa ramka zestawu, zdominowana przez oszklenie kabiny. Wiatrochron został zaprojektowany wraz z fragmentem poszycia przed nim, co powinno ułatwić czyste wklejenie go w odpowiednie miejsce.

Otwieraną sekcję oszklenia otrzymujemy w kilku wariantach. Wczesnego typu w pozycji zamkniętej.

To samo, ale w pozycji otwartej, gdzie odchylony górny segment scalono z boczną szybą.

Oraz typu Malcolm, w dwóch wersjach – zależy czy chcemy zamontować osłonę w pozycji otwartej, czy zamkniętej.

Do tego dochodzą okienka boczne, które posiadają cieniutkie obramowanie (co nie zmienia jednak faktu, że przy ich wklejaniu trzeba będzie mocno uważać).

Oraz parę mniejszych detali, takich jak np. przeszklenie reflektora znajdującego się w krawędzi natarcia lewego skrzydła.

Cieszy mnogość dostępnych opcji oraz zabezpieczenie ramki dodatkowym woreczkiem strunowym. Najlepsze wrażenie robi jednak znakomita przejrzystość cienkich elementów. Szkoda tylko że nie znalazło się tutaj miejsce dla świateł pozycyjnych i sygnalizacyjnych.

Maski

Dołączony do zestawu niewielkich rozmiarów arkusik samoprzylepnych masek, cięty w znanej i lubianej japońskiej żółtej taśmie, ułatwi nam malowanie oszklenia kabiny czy kół podwozia.

Natomiast sugerowane przez producenta trasowanie linii podziału (panel za wydechami, po lewej stronie kadłuba) od stosunkowo miękkiej przecież taśmy nie wydaje mi się najlepszym pomysłem.

Kalkomanie

Dołączony do zestawu arkusz kalkomanii został wydrukowany przez polski Techmod, który nie zawiódł oczekiwań.

Próżno szukać tu bowiem jakichkolwiek wad druku.

Kolory są jednolite, a nawet najmniejsze detale wyraźne.

Wiele napisów eksploatacyjnych można z powodzeniem odczytać. Przy czym mowa tu także o tych przeznaczonych na bomby i zbiorniki dodatkowe, bo i takie zawarto na arkuszu.

Znajdziemy tu także wskaźniki na tablicę przyrządów oraz inne elementy do zastosowania we wnętrzu kabiny, w tym oznaczenia na sprzęt radiowy.

Całość robi naprawdę doskonałe wrażenie. Jeżeli natomiast ktoś się zastanawia co to za białe okręgi w prawym dolnym rogu arkusza – to białe boki ogumienia Mustanga „Old Crow”.

Instrukcja

Broszura zawierająca wskazówki na temat budowy modelu przedstawia typowy dla tego producenta poziom. Czytelne, konturowe rysunki z kolorami wskazującymi malowanie danych powierzchni.

W newralgicznych momentach budowy pomocne mogą okazać się zamieszczone rendery i liczne wskazówki montażowe.

Tradycyjnie tabelaryczne zestawienie potrzebnych farb zawiera numery farb firm Hataka (Orange Line), AK Interactive (Real Colors), Lifecolor, AMMO, Humbrol, Vallejo i Tamiya.

Schematy malowań, jak zwykle w kolorze, zawierają również wskazówki dotyczące rozmieszczenia głównych oznaczeń.

Napisy eksploatacyjne oddelegowane zostały na oddzielny schemat.

Malowania

Cztery kolorowe sylwetki umieszczone na odwrocie pudełka odpowiadają na pytanie jakich maszyn miniatury możemy wykonać prosto z zestawu.

P-51B-15-NA Mustang, No. 43-248423/B6-S, „Old Crow”, pilot: Cpt. Clarence „Bud” Anderson, 363rd Fighter Squadron, 357th Fighter Group, czerwiec-lipiec 1944.

Wariant malowania zestawu (za Arma Hobby)

P-51B-7-NA Mustang, No. 43-6964/C3-G, „The Mighty Midget”, pilot: 1st. Lt. James H. Clark, 382nd Fighter Squadron, 363rd Fighter Group, Maupertus, Francja, lipiec 1944.

Wariant malowania zestawu (za Arma Hobby)

P-51B-10-NA Mustang, No. 42-106473/G4-N , „Geronimo”, pilot: Cpt. John Pugh, 362nd Fighter Squadron, 357th Fighter Group, czerwiec 1944.

Wariant malowania zestawu (za Arma Hobby)

P-51B-15-NA Mustang, No. 42-106872/PE-T, „Patty Ann II”, pilot: John F. Thornell jr., 328th Fighter Squadron, 352nd Fighter Group.

Wariant malowania zestawu (za Arma Hobby)

Przeglądając instrukcję natkniemy się jeszcze na bonus – alternatywne malowanie maszyny „Geronimo” z ciut wcześniejszego okresu służby.

Co prawda nie wymagało ono umieszczenia na arkuszu kalkomanii żadnych dodatkowych oznaczeń, ale hej – mamy rozrysowaną kolejną opcję malowania.

Podsumowanie

Jeżeli ktoś jeszcze nie zaznajomił się z małym Mustangiem od AH, teraz ma kolejną szansę by to niedopatrzenie naprawić. Bo to ten sam świetny punkt wyjścia do budowy miniatury legendarnego myśliwca co poprzednie edycje, tym razem podany w ściśle amerykańskim sosie.

Chociaż brak blaszki fototrawionej troszkę smuci.

MMXXII
Pokrewne tematy:
Wszelkie zdjęcia/rysunki ilustrujące powyższy artykuł, jeżeli tylko nie zaznaczono inaczej, zostały wykonane i/lub nalezą do autora wpisu. Wszystkie użyte na niniejszej stronie znaki i nazwy firmowe lub towarowe należą i/lub są zastrzeżone przez ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych. Jeżeli jakieś treści zawarte w powyższym artykule naruszają Twoje prawa, skontaktuj się z właścicielem witryny (formularz dostępny w zakładce "autor").