Jedenastka dla eksperta
Entuzjaści polskich konstrukcji lotniczych w skali 1:72 nie mogą ostatnimi czasy narzekać na nudę. Co rusz na rynku pojawia się kolejny zestaw od któregoś z rodzimych producentów, umożliwiający budowę modelu z szachownicą. Ot jak choćby świeżo wypuszczona przez Arma Hobby miniatura myśliwca P.11c, której to postanowiłem przyjrzeć się bliżej.
Było minęło
Jeszcze parę lat temu budowa „jedenastki” w skali 1:72 najprawdopodobniej oznaczała zmagania z produktem firmy Mastercraft (obecnie Mistercraft), który to był dalekim potomkiem modelu wydanego pod koniec lat osiemdziesiątych zeszłego wieku przez PZW Siedlce. Chyba że ktoś akurat posiadał nieuchwytny zestaw francuskiego Hellera, bądź wykazywał ciągoty masochistyczne w kierunku produktu ZTS Plastyk. Wszystkie te rozwiązania były dalekie od doskonałości, delikatnie mówiąc.
W 2013 sytuacja uległa lekkiej zmianie- tematem zainteresował się czeski Azur. Jednak wydany w rezultacie model typu „short-run”, dostępny pod dwoma postaciami, nie spotkał się z ciepłym przyjęciem nad Wisłą.
Obecnie natomiast sytuacja wygląda znacznie lepiej. IBG Models zapowiedział wydanie nowego modelu wtryskowego omawianego samolotu, a Arma Hobby właśnie to zrobiła- wypuszczając na rynek dwa zestawy. „Expert Set” (numer katalogowy 70015) przeznaczony dla zaawansowanych modelarzy i „Junior Set” (numer katalogowy 70016) dla początkujących. Oba oparte są o te same wypraski, różnią się ilością dodatków (blaszki, maski) i liczbą schematów malowania, w których wykonać możemy miniaturę. Poniżej skupię się na tym pierwszym zestawie, który jest dla mnie zwyczajnie ciekawszą propozycją.
Expert
Model zapakowany jest w estetyczne pudełko o szacie graficznej charakterystycznej dla tej serii wydawniczej. Front zdobi ilustracja autorstwa Marcina Góreckiego, którego prace można znaleźć nie tylko na wcześniejszych produktach Army, ale i IBG Models.
A co w środku? Jedna wypraska z jasnoszarego tworzywa, malutka przezroczysta wypraska z wiatrochronem (znana z wcześniejszego modelu P.7), maski, mała blaszka fototrawiona, instrukcja (z dołączoną erratą) i kalkomanie.
Całość sensownie zapakowana w oddzielne woreczki strunowe robi dobre pierwsze wrażenie i tylko szkoda że zestaw otrzymujemy w standardowym pudełku otwieranym z boku, a nie jak było to w przypadku Iskry Deluxe- solidnym kartonie otwieranym z góry. Ale to oczywiście tylko moje czepialstwo.
Plastik
Jak już wspomniałem wyżej, wszystkie główne elementy tego niewielkiego przecież samolotu odlane zostały na jednej wspólnej ramce jasnoszarego koloru. I chociaż widać tu i ówdzie niedoskonałości produkcji, nie sposób zaprzeczyć iż producent uczy się na błędach i model prezentuje się lepiej niż nie tak dawna przecież „pesiódemka”.
Na niektórych elementach dopatrzeć można się delikatnych nadlewek- jednak o tak znikomej grubości, że ich usunięcie nie powinno sprawić żadnych kłopotów. Gorzej sprawa ma się z jamkami skurczowymi, na które również natrafimy przy bliższych oględzinach elementów, do czego właśnie przejdziemy.
Najpierw rzućmy okiem na kadłub, poznaczony wgłębnymi liniami podziału blach o moim zdaniem dość akceptowalnej grubości. Bardziej obawiałbym się zbyt małej głębokości tychże, mając na uwadze modelarzy nakładających bardziej obfite warstwy farby.
Wewnątrz mamy natomiast trochę wypukłych detali konstrukcji i wyposażenia oraz ślady po wypychaczach. W tym jeden w dość złośliwym miejscu, choć uczciwie trzeba przyznać- w gotowej miniaturze nie będzie to obszar zbytnio wyeksponowany.
Ale kadłub kadłubem, a najwięcej emocji i tak wzbudzać będą zapewne skrzydła. Żłobkowanie blach pokrycia jest bardzo delikatne i zapewne nie będzie widoczne w wielu ukończonych miniaturach. Segmenty blach oddzielone zostały wgłębnymi liniami podziału, co jeszcze przed wydaniem modelu wzbudziło pewne uwagi, a wg mnie jest całkowicie akceptowalnym kompromisem.
Widoczne w niektórych zagłębieniach „linie nitów” to zapewne ślady po obróbce formy wtryskowej. Są jednak na tyle delikatne, że raczej nie powinny przysporzyć problemów.
Korekty wymagać za to będzie centralna część płata, gdzie projektant modelu zapędził się ze żłobkowaniem trochę za daleko. Najbardziej wewnętrzne segmenty blachy poszczególnych skrzydeł (z charakterystycznym ugięciem poszycia), które w modelu otrzymały taką powierzchnię, powinny byś gładkie.
Spodnia część płata przedstawia się podobnie, z dodatkowymi delikatnymi wypukłymi listwami, nieobecnymi oczywiście na górnej powierzchni skrzydeł (nie wypominając modelowi marki Azur).
Wyrzutniki łusek odlane zostały jako integralna część płata, tyle że wg mojej skromnej wiedzy nie powinno być między nimi różnic, a tu dostajemy lewy i prawy.
Statecznik poziomy z usterzeniem przedstawia poziom zdetalowania powierzchni podobny jak w przypadku skrzydeł- delikatne żłobkowanie, na dolnych powierzchniach wypukłe listwy.
Podobnie sprawa ma się ze statecznikiem pionowym, odlanym razem ze sterem kierunku i masztem linki antenowej
Fragment przedniej części kadłuba, zawierający wyrzucany zbiornik paliwa, odlany został jako oddzielny element wraz z zastrzałami podwozia przedniego, co znakomicie upraszcza kwestię ustalania prawidłowej geometrii tych elementów.
Aczkolwiek wg erraty dodanej do instrukcji- będzie to także element wymagający szczególnej uwagi. Górna część zastrzałów, zachodząca na krawędź poszycia, powinna zostać lekko podcięta by wszystko dobrze pasowało.
Jednostka napędowa została odlana jako całość wraz z osłoną łoża, przez co nie oszałamia detalami. Pozostaje wyrazić w tym miejscu ubolewanie, że Arma Hobby zaprzestała produkcji elementów żywicznych (przy okazji wycofując z rynku markę Attack Squadron).
Kolektor wydechowy wraz z dwuczęściową osłoną silnika (trudne słowo: pierścień Townenda) dość mocno jednak ograniczą widoczność gwiazdy.
Zespół śmigło-kołpak, który wzbudził tyle emocji przy modelu P.7, został tym razem inaczej podzielony. Śmigło odlane jest w całości, jako samodzielna część.
Kołpak natomiast składa się z dwóch elementów. Wygląda to na lepsze rozwiązanie, niż doklejanie pojedynczych łopat- nieprawdaż? Poza tym, żeby nie zapomnieć o najważniejszym- śmigiełko może się kręcić (w tym momencie można przestać czytać).
Koła podwozia głównego nie posiadają odwzorowanego ugięcia, chociaż to może plus dla zainteresowanych budową jedenastki „w locie”? Tak czy owak żywicznych zamienników (jak było to w przypadku „pesiódemki”) obecnie nie dostaniemy.
Zerknijmy jeszcze do środka kabiny pilota. Wypukłości na wnętrzu połówek kadłuba to nie jedyne detale wewnętrznej konstrukcji jakie mamy w modelu. W plastiku odlane zostały też odcinki kratownicy, oczywiście jak to w przypadku plastikowych elementów- o dość słusznej grubości.
Skoro przy kratownicy jesteśmy- tuż obok na wyprasce znajdziemy zastrzały skrzydeł, niestety z jamkami skurczowymi. W tym przypadku nie będzie to jednak przypadłość trudna do zaradzenia.
Gorzej że podobne niedoskonałości mają także niektóre drobne elementy wyposażenia kabiny. Ot chociażby tablica instrumentów pokładowych czy zagłówek.
Fotel dla jednoosobowej załogi mignął już co prawda na którymś z wcześniejszych zdjęć, ale dla porządku- jest, o taki.
Są też i inne detale, takie jak drążek sterowniczy, lufy karabinów czy dysza Venturiego.
Na koniec złośliwie zostawiłem najsłabszy element wśród plastikowych części. Chłodnica oleju to nie jest co prawda najłatwiejszy zespół do odwzorowania w plastiku (stąd też np. Azur zdecydował się na żywicę), ale w sumie nie jest tak źle. No chyba że weźmiemy pod uwagę ten paskudny skurcz tworzywa pośrodku.
Nie zapominajmy jednak o drugiej wyprasce, zawierającej części przezroczyste. Części, bo oprócz wiatrochronu do „jedenastki” otrzymujemy też analogiczny element do P.7, całkowicie gratis!
A już zupełnie poważnie, „szkło” sprawia dobre wrażenie- dosyć cienkie, przejrzyste, bez skaz. No może lekkie wypolerowanie by mu nie zaszkodziło, ale jest zdecydowanie OK.
Dodatki
„Expert” to nie tylko plastik. Elementem ułatwiającym pracę z modelem jest dołożony mały arkusik masek do malowania kół i wiatrochronu kabiny. Nie znajdziemy go w edycji „Junior”.
Mała blaszka fototrawiona zawiera zarówno elementy do wnętrza kabiny (np. pasy pilota), jak i kilka detali zewnętrznych (np. celownik) i jest oczywiście mile widzianym dodatkiem. Może z wyjątkiem uchwytów do zamontowania przed kabiną- płaskie elementy dość słabo się do tej roli nadają.
Do blaszki oczywiście dołączona jest przezroczysta klisza z wydrukowanymi tarczami zegarów, co w pewnym stopniu rozwiązuje problem zapadniętego tworzywa na plastikowej tablicy instrumentów pokładowych. Jeżeli tylko jesteśmy w stanie zaakceptować czarne tarcze wszystkich zegarów.
Kalkomanie
Arkusz oznaczeń dołączony do zestawu został wydrukowany przez włoski Cartograf i umożliwia wykonanie jednej z czterech maszyn z szachownicami.
Bliższa inspekcja kalkomanii nie psuje dobrego pierwszego wrażenia. Oznaczenia są szczegółowe i wyraźne, bez przesunięć kolorów, czy innych błędów druku.
Na arkuszu obecna jest także tablica wskaźników pokładowych, w tym wypadku z tarczami zegarów w bardziej zróżnicowanej kolorystyce.
Oprócz tego trochę napisów eksploatacyjnych, instrukcja obsługi rozrusznika przyklejana w okolicy wiatrochronu kabiny, czy napis „Stomil” na opony.
4x11
Zaproponowane przez producenta malowania jedenastek przedstawiają trzy maszyny w standardowym khaki oraz jeden rodzynek- „łaciatą trójkę” w eksperymentalnym malowaniu kamuflażowym.
Każda opcja została przedstawiona w instrukcji na czterech kolorowych rzutach zawierających także informacje na temat rozmieszczenia kalkomanii. Zaproponowane przez producenta numery farb pochodzą z palety firmy Hataka, co nie powinno dziwić. Nonkonformiści mogą natomiast dobrać inne na podstawie podanych numerów FS.
Instrukcja
Standardowa dla tego producenta- na kredowym papierze, z ciasno upchanymi rysunkami montażowymi (przez co moim zdaniem lekko cierpi jej czytelność). Do tego instrukcja do elementów fototrawionych stanowi oddzielny moduł, co nie jest wg zbyt trafionym wyborem.
Do zestawu została dołożona także errata wyjaśniająca sposób modyfikacji jednego z elementów plastikowych (o czym wspomniałem już wcześniej), co sugeruje trudności ze spasowania tej części z resztą płatowca.
Podsumowanie
Jestem pozytywnie rozczarowany nowym modelem Arma Hobby. Wcześniejsza P.7 nie nastroiła mnie optymistycznie, a tu proszę- jest całkiem nieźle, a na pewno lepiej niż się spodziewałem. Nie jest to oczywiście model bez wad- patrz np. zapadnięcia tworzywa na niektórych elementach, ale wrażenie ogólne jest całkiem dobre. Ba, bez kozery można stwierdzić że to najlepsza wtryskowa „jedenastka” dostępna obecnie na rynku!
Im dłużej natomiast patrzę na elementy tego modelu, tym bardziej mam ochotę go zbudować. Czego pewnie i tak nie zrobię. I tym pozytywnym akcentem…