F4F-4 Wildcat Expert Set
Zgodnie z zapowiedziami Arma Hobby kontynuuje temat zapoczątkowany już ponad rok temu, wypuszczając na rynek kolejną wersję Wildcata – tym razem jest to F4F-4, oczywiście w skali 1:72. Przyjrzyjmy się jej bliżej.
Uwaga
Niniejszy artykuł powstał w oparciu o egzemplarz modelu dostarczony przez producenta – firmę Arma Hobby, za co w tym miejscu serdecznie dziękuję.
F4F-4
Powtarzana przy niektórych wcześniejszych modelach Army mantra: „Po co, skoro jest Airfix?”, wreszcie ma w tym przypadku jakiś sens, chociaż niewielki. Brytyjczycy faktycznie wypuścili parę lat temu (w 2015 będąc dokładnym) model właśnie tej wersji Wildcata. Zresztą „siedemdwójkowego” F4F-4 można znaleźć w katalogach wielu firm i nawet nie będę próbował ich tu wszystkich wymieniać. Jest w czym wybierać, ale w większości są to opracowania dosyć stare, pozostawiające trochę do życzenia. Nawet stosunkowo świeży zestaw Airfiksa nie wprawił wielu modelarzy w zachwyt. Na nową, opracowaną na wysokim poziomie miniaturę jest więc z pewnością miejsce.
Z zewnątrz
Zestaw któremu będziemy się przyglądać bliżej to „Expert Set” o numerze katalogowym 70047. Otwierane z boku pudełko, o standardowych dla tego producenta wymiarach i tradycyjnej dla serii szacie graficznej, zdobi atrakcyjna ilustracja autorstwa Piotra Forkasiewicza.
Tak samo jak w przypadku wcześniej wydanego zestawu z modelem FM-2 (również tutaj recenzowanego), tak i teraz mamy do czynienia z produktem licencjonowanym. Tzn. producent modelu zapłacił firmie Northrop Grumman za „przywilej” użycia nazwy Wildcat.
Wnętrzności
Zawartość zestawu to dwie ramki z jasnoszarego tworzywa, jedna przezroczysta, pokaźny arkusz kalkomanii i instrukcja. Do tego arkusik samoprzylepnych masek i mała blaszka z elementami fototrawionymi – w końcu to edycja „Ekspert”.
Oczywiście model opiera się w pewnym stopniu na wydanym wcześniej wariancie Wildcata, stąd też część ramek wtryskowych jest nam już znana. Wszystkie nowe elementy plastikowe skupia natomiast największa z nich.
Bliższa inspekcja części
Przejdźmy do konkretów, zaczynając od kadłuba. Ten wygląda zupełnie jak w modelu FM-2, oczywiście z uwzględnieniem różnic wynikających z odmiennych wersji (takich jak chociażby spodnie okienka kokpitu w F4F-4).
Siatka delikatnych, wgłębnych linii podziału blach, a do tego trochę wypukłych detali w postaci np. zawiasów klapek inspekcyjnych. Nie znajdziemy na modelu kompletnego nitowania, ani odwzorowania zachodzących na zakładkę paneli poszycia.
Na wewnętrznych powierzchniach garść detali, co nie oznacza jednak że kabina pilota została potraktowana po macoszemu. Ale o tym później.
Arma Hobby nie stosuje przy produkcji modeli form suwakowych, stąd też okapotowanie silnika będziemy musieli poskładać z paru elementów.
Także dla wersji brytyjskiej (Martlet II), którą również możemy zbudować z tego zestawu.
Zespół napędowy to element któremu projektant modelu poświęcił szczególną uwagę. Miniaturowy Pratt & Whitney R-1830 Twin Wasp to dwie gwiazdy.
Każda uzupełniana oddzielnym pierścieniem z osłonami popychaczy.
Do tego rury dolotowe gaźnika na tył.
Oraz dwie wersje osłon (Wildcat/Martlet) na przód.
Całkiem nieźle, a to jeszcze nie koniec. Poskładany silnik montujemy na ścianie ogniowej.
I uzupełniamy kolejnym elementem zawierającym między innymi chłodnice (delikatne zapadnięcia tworzywa w gratisie).
Do tego jeszcze część z aparatem rozruchowym.
Oraz fragmenty ramy silnika.
W tym górna część ze zbiornikiem oleju.
Kończąc temat napędu wypada wspomnieć jeszcze o wydechach.
Oraz trójłopatowym śmigle.
Które zakończyć możemy na jeden z dwóch sposobów (Wildcat/Martlet)
Przejdźmy do skrzydeł. Powierzchnia płata prezentuje się podobnie jak kadłub – cienkie, wgłębne linie podziału blach plus garść wgłębnych i wypukłych detali.
Przy czym tych ostatnich jest zdecydowanie więcej na dolnych powierzchniach.
Które to jeszcze uzupełniają osłony chłodnic o całkiem akceptowalnych krawędziach.
Powierzchnie sterowe zaakcentowano tak samo jak we wcześniejszym FM-2, zarówno na skrzydłach jak i całkiem nowym sterze kierunku.
Na powyższym zdjęciu można także zobaczyć kółko ogonowe – ostatni z nowo-opracowanych elementów plastikowych zestawu. Tym samym przechodzimy do znanej nam już z wcześniej wydanego Wildcata małej ramki, na której znaleźć możemy oddzielny ster wysokości, który możemy bezproblemowo wychylić.
Oczywiście po zamontowaniu w odpowiednim miejscu statecznika poziomego.
Pod skrzydłami podwiesić możemy dodatkowe zbiorniki paliwa, o ile tylko nie zapomnimy wcześniej nawiercić otworów montażowych w odpowiednich miejscach dolnych połówek skrzydeł (bez obawy, instrukcja przypomina o tym w odpowiednim miejscu).
Mniejsza ramka zawiera także części do budowy wyposażenia kokpitu. Począwszy od głównych elementów konstrukcyjnych w postaci podłogi i wręg.
Na fotelu i drążku sterowym skończywszy. W sumie dosyć bogato, a przecież całość uzupełniają jeszcze blaszki (przynajmniej w tej edycji).
Elementami fototrawionymi udekorujemy także tylną ścianę przepastnej wnęki podwozia głównego, która sama w sobie jest całkiem ładnie „zdetalowana”.
Tak jak i cały układ podwozia głównego, gdzie główne golenie...
…uzupełnione szeregiem wsporników, w tym także takich bardziej delikatnych, tworzą misterny moduł, który możemy zamontować nawet po pomalowaniu modelu.
Wychodząc naprzeciw osobom mającym trudności z tym etapem budowy w modelu FM-2 (a niejedną taką opinię widziałem), producent dodał w tej wersji szablon mający ułatwić poprawne złożenie wsporników podwozia. Miło.
Wykorzystanie w modelu ramki z FM-2 wiąże się z pewnymi „bonusami”. Koła podwozia głównego otrzymujemy w dwóch wersjach, tyle że tym razem potrzebować będziemy tylko jednej z nich.
Podobnie sytuacja ma się z kółkiem ogonowym. Prawidłowe dla tej wersji widzieliśmy już na jednym z wcześniejszych zdjęć, w związku z czym dwie wersje z „recyklingowanej” ramki zostaną nie wykorzystane.
Elementy przezroczyste
Pozostała do omówienia jeszcze jedna ramka z elementami plastikowymi – przezroczysta, znana z wcześniejszego modelu FM-2 tego samego producenta. Także i w tym przypadku mamy więc możliwość wykonania otwartej kabiny – wiatrochron oraz odsuwana część osłony zaprojektowane zostały jako oddzielne elementy.
O całkiem przyzwoitej grubości. Trochę gorzej wypadają natomiast pod względem przejrzystości, nie ma jednak dramatu.
Chyba że pod uwagę weźmiemy szkaradne rysy na wiatrochronie, które trafiły się w moim egzemplarzu.
Trudno tutaj jednak winić producenta modelu, biorąc pod uwagę w jakim stanie dotarła do mnie paczka z modelem.
Chociaż trochę można – ramka z oszkleniem jest zapakowana razem z resztą plastiku, bez żadnego dodatkowego zabezpieczenia, co mogłoby pomóc chociaż odrobinę w takich sytuacjach.
Maski
Dołączony do zestawu arkusik foli samoprzylepnej rożni się lekko od tego jaki znaleźć mogliśmy w „Ekspercie” z FM-2. Raz, że pojawiły się maski na podkadłubowe okienka kabiny, występujące w F4F-4. Dwa – tym razem wykonany został z wykorzystaniem folii Orafol, a nie znanego i lubianego papieru Kabuki.
Przy czym ta ostatnia zmiana nie była planowana przez producenta, a wymuszona została trudnościami logistycznymi.
Blaszka
Arkusik z fototrawionymi detalami to kolejny element wyglądający podobnie jak w FM-2, ale jednak różny. Bo o ile np. tablica przyrządów pokładowych czy pasy pilota są takie same, tak już uzupełnienia przeznaczone dla jednostki napędowej są oczywiście inne. Pojawiły się też zaczepy bombowe do wykorzystania przy jednym z dostępnych w zestawie malowań.
Tradycyjnie nie znajdziemy w zestawie kliszy z zegarami. W jej roli wykorzystać należy odpowiednią część kalkomanii.
Kalkomanie
Pokaźnych rozmiarów arkusz oznaczeń wydrukowany został przez rodzimy Techmod i trudno mieć do niego jakieś zastrzeżenia.
Druk jest wyraźny, kolory nasycone, a wad typu przesunięcia warstw nie stwierdziłem.
Drobne napisy eksploatacyjne z łatwością można odczytać.
Oprócz oznaczeń zewnętrznych znajdziemy tu także nalepki do wnętrza (dwa komplety), takie jak np. tablica przyrządów pokładowych czy pasy pilota (które to wg instrukcji powinniśmy nakleić na pasy z blaszki, co nie wydaje mi się jednak najlepszym pomysłem).
Osobiście bardzo cieszy mnie uwzględnienie w tym miejscu także tabliczek znamionowych silnika (super!).
A jeszcze bardziej wydrukowanie całości na nieco ciemniejszym papierze podkładowym niż zwykle, co znakomicie ułatwia dojrzenie malutkich, jasnych elementów. Minusem natomiast jest całkowite pominięcie w instrukcji sposobu wykorzystania czarnych pasów (S1, S2) – zapewne naskrzydłowych „chodników”.
Instrukcja
Wydrukowana na kredowym papierze broszurka opracowana została w stylu charakterystycznym dla tego producenta.
Projektant wziął sobie jednak do serca pojawiające się tu i ówdzie narzekania na poziom trudności modelu FM-2. Rysunki obrazujące newralgiczne momenty budowy są większe, pojawiły się dodatkowe rzuty, kolory i rendery.
Lista sugerowanych farb zawiera propozycje z palet firm Hataka (Orange Line), AK Interactive (Real Colors), Lifecolor, AMMO, Humbrol (!), Vallejo i Tamiya.
Schematy malowań jak zwykle zostały przygotowane w kolorze i zawierają także informacje na temat rozmieszczenia kalkomanii.
Na ostatniej stronie znajdziemy skompresowane wytyczne co do kolorystyki i oznakowania kilku dodatkowych maszyn.
Malowania
Omawiany zestaw chwali się na tyle pudełka sześcioma wersjami oznaczeń – pięć maszyn z US Navy plus jeden brytyjski rodzynek. Po kolei, cytując producenta, dostępne opcje to Grumman F4F-4 Wildcat, białe 84, eskadra VMF-121, Cpt. Joe Foss (26 zwycięstw powietrznych), Guadalcanal, październik/listopad 1942.
Grumman F4F-4 Wildcat, czarne 8-26, eskadra VGF-27, były samolot z Operacji Torch, Guadalcanal, 8 kwietnia 1943.
Grumman F4F-4 Wildcat, czarne 6-F-9, eskadra VF-6, USS Enterprise, 10 kwietnia 1942, tydzień przed Rajdem Doolittle’a na Tokio.
Grumman F4F-4 Wildcat, 5093/ białe 23, eskadra VF-3, USS Yorktown, Lt.Cdr. John S. Thach, Bitwa o Midway, pierwszy lot rano 4 czerwca 1942 (3 zwycięstwa powietrzne).
Grumman F4F-4 Wildcat, 3512/29-GF-10, eskadra VGF-29, USS Santee, rozbity przez Ens Joseph M. Gallano, lądowanie we francuskim Maroko, Opreracja Torch, 8 listopada 1942.
Grumman Martlet II, AJ148/Ø-7A, 888 eskadra FAA z lotniskowca HMS Formidable, Oran, Algieria, 14 grudnia 1942.
Ale to nie wszystko. Cztery dodatkowe opcje możemy uzyskać stosując bonusowe oznaczenia umieszczone na arkuszu kalkomanii, lub przycinając numery przeznaczone na jedno z głównych malowań. W sumie więc możliwości mamy aż dziesięć.
Podsumowanie
Nowy model AH to ciekawa propozycja dla miłośników amerykańskiego lotnictwa pokładowego. Jego najmocniejszym punktem jest bez wątpienia pieczołowicie odwzorowany zespół napędowy z detalami widocznymi w komorze podwozia głównego. Atutem jest także możliwość wykonania „z pudła” brytyjskiego Martleta Mk.II.
Minusy? Dość nudny z mojego punktu widzenia wybór malowań (pewnie te ciekawsze trafią do jakiejś edycji limitowanej). Brak możliwości wykonania złożonych skrzydeł prosto z pudła też może się niektórym nie podobać, ale mnie akurat zupełnie nie przeszkadza.
Sklejałbym.