P-51B/C Mustang Expert Set
Najnowsza pozycja w katalogu firmy Arma Hobby, model amerykańskiego myśliwca P-51 Mustang wersji B/C w skali 1:72, to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Czy wydany zestaw sprosta wybujałym oczekiwaniom modelarzy? Czy w ogóle ma szansę? Zobaczmy.
Uwaga
Niniejszy artykuł powstał w oparciu o egzemplarz modelu dostarczony przez producenta – firmę Arma Hobby, za co w tym miejscu serdecznie dziękuję.
Pudło
Model, wydany jako „Expert Set” o numerze katalogowym 70038, otrzymujemy w otwieranym z boku pudełku utrzymanym w charakterystycznym stylu graficznym serii. Na frocie elegancki malunek Piotra Forkasiewicza oraz informacja o haraczu wpłaconemu posiadaczowi praw do nazwy – firmie Boeing.
W środku dwie ramki wtryskowe wykonane z jasnoszarego tworzywa, jedna przezroczysta, niewielki arkusik samoprzylepnych masek, jeszcze mniejsza blaszka z elementami fototrawionymi, pokaźnych rozmiarów arkusz kalkomanii oraz instrukcja.
Czyli dokładnie to czego można było się spodziewać. Czym prędzej przejdźmy więc do bliższej inspekcji poszczególnych składników zestawu.
Plastik
Zacznijmy od kadłuba, który w swej dwuczęściowej postaci okupuje największą ramkę wtryskową zestawu.
Wyraźnie zarysowana siatka delikatnych, wklęsłych linii podziału blach sprawia bardzo dobre pierwsze wrażenie, które lekko psuje podejście producenta do tematu nitowania. Detale tego typu znajdziemy bowiem tylko w niektórych miejscach modelu, na kadłubie jest ich na przykład dosłownie garść.
Zdecydowanie więcej mamy tutaj spinek paneli dostępowych i tego typu detali, swoją drogą całkiem delikatnych, z których większość zgromadziła się w okolicach okapotowania silnika. Uwagę zwracają także klapki inspekcyjne zarysowane wyraźnie w zazwyczaj problematycznych rejonach.
Są też i pewne (nomen omen) niedociągnięcia, takie jak np. niedochodzące do siebie linie podziału tuż za blachami przejścia skrzydło-kadłub. Po obu stronach.
Pewną asymetrię znajdziemy za to spoglądając na osłonę podkadłubowego wlotu powietrza, gdzie po jednej stronie linia podziału jest, a po drugiej jej nie ma. Co ciekawe na przedpremierowych wizualizacjach linii nie brakowało, mamy więc sytuację jak w wydanej nie tak dawno PZL P.11c (patrz recenzja).
Żeby podyskutować o innych niedoskonałościach, trzeba najpierw zerknąć do wnętrza kadłuba, który co jak co ale pusty nie jest.
W okolicy wnęki kółka ogonowego odwzorowana została struktura wewnętrzna kadłuba.
Dodatkowy fragment wklejamy razem z pokrywami (części 23 i 24). Samo kółko natomiast (25), odwzorowane razem z golenią i wspornikami, prezentuje się całkiem ładnie.
Okolice kokpitu to struktura kadłuba sięgająca przedziału radiowego oraz detale wyposażenia odwzorowane wprost na powierzchniach wewnętrznych kadłuba.
Z lewej strony uzupełnia je moduł zawierający m.in. regulacje trymerów i dźwignie wypuszczania podwozia (4) oraz maleńki panel sterowania obrotami silnika wraz z dźwigniami regulującymi np. skok śmigła (6).
Z prawej strony oddzielnie doklejana jest tylko instalacja tlenowa (3), bo i detali odwzorowanych wprost na burcie jest więcej.
Co niestety przekłada się na lekkie zapadnięcia tworzywa, widoczne także na powierzchni zewnętrznej.
Problem występuje tylko po jednej stronie kadłuba. Na lewej połówce (gdzie detali na burcie jest mniej) feleru tego próżno wypatrywać.
Przyglądając się wnętrzu nie sposób nie zauważyć dziwnych podcięć w tylnej części kadłuba. Wyznaczają one miejsca gdzie musimy dokonać ingerencji w plastik, jeżeli np. zapragnęliśmy wykonać Mustanga z grzebieniem aerodynamicznym przed statecznikiem pionowym.
Bo ten ostatni, zaprojektowany jako całość ze sterem kierunku, otrzymujemy w dwóch wersjach (przy okazji zwracam uwagę na delikatne, wypukłe nity w dolnej części elementu, których zachowanie w nienaruszonej formie, ze względu na bliskość kanalika wlewowego, będzie nie lada wyzwaniem).
Wersjach pasujących do odpowiednich stateczników poziomych, które również stanowią całość z odpowiadającymi im powierzchniami sterowymi. Mamy wariant z grzebieniem.
Oraz pozbawiony tego elementu. Przy czym w obu przypadkach projektant zapomniał pogrubić linie oddzielające przeciwwagę steru od statecznika – wystarczy porównać ze statecznikiem pionowym.
Innym przejawem uniwersalności kadłuba są otwory w jego dziobowej części.
Wkleić w nie należy odpowiednie, pasujące do danej wersji panele. Na ramkach znajdziemy trzy warianty (13-18), ale zgodnie z instrukcją w tej edycji (tj. budując model w jednym z malowań pudełkowych) pod uwagę powinniśmy brać tylko dwa z nich.
Niektóre z opcji pudełkowych wymagają także nawiercenia otworu ujścia oleju – dwa możliwe położenia zostały zaznaczone na wewnętrznej stronie lewej połówki kadłuba (jedno trochę bardziej, drugie trochę mniej).
Wybrana opcja malowania zadecyduje także o użytych rurach wydechowych silnika. W zestawie dostajemy dwa warianty, przy czym oba wymagać będą drobnej ingerencji, tj. chociażby delikatnego nawiercenia końcówek.
Wybory czekają nas także w kabinie, której podstawę stanowi całkiem nieźle wyglądająca podłoga. Co ciekawe jej spód to nie tylko ślady po wypychaczach, ale i parę detali widocznych w gotowej miniaturze poprzez wnękę podwozia.
Siedzisko pilota to jeden z tych elementów, które będziemy musieli dobrać pod docelowe malowanie. W zestawie otrzymujemy jednoczęściowy fotel Schick-Johnson (1).
Oraz składający się z dwóch elementów fotel Warren McArthur (2, 3).
Bez względu na wybrane rozwiązanie, oba należy zamontować na tym samym stelażu z płytą pancerną (9, 10).
Pilotowi przyda się także drążek (30), który w swej plastikowej postaci prezentuje się całkiem nieźle.
Tablica instrumentów pokładowych budzi za to mieszane uczucia. Z jednaj strony delikatne detale powierzchni, z drugiej – centralny panel wskaźników postanowiono odwzorować jako wyniesiony, gdy ten w rzeczywistości osadzony był głębiej niż okalająca go powierzchnia tablicy.
Jeżeli jednak to komuś nie przeszkadza, zestawową tablice może wstawić w osłonę (6), a o jej prawidłowe osadzenie zadbają wypustki i gniazda znajdujące na obydwu częściach.
Prostokątny slot na tyle tablicy służy natomiast do umocowania części z pedałami orczyka (4), które zwracają uwagę maciupkim logiem North American Aviation i napisem „DEPRESS PEDAL TO RELEASE PARKING BRAKE”, albo przynajmniej czymś całkiem podobnym.
Za fotelem pilota też pusto nie będzie – możemy zamontować tam występujący w niektórych maszynach dodatkowy zbiornik paliwa (12), uzupełniony wskaźnikiem (13).
Nad nim zaś stelaż na osprzęt radiowy (14).
Sam osprzęt (7, 8, 15, 16), w niektórych przypadkach (16) także chorujący na jamki skurczowe, zamontować możemy w rozmaitych konfiguracjach.
W zależności od wybranej wersji, powinniśmy zainteresować się różnymi antenami (33, 34, 36), montowanymi (albo i nie) na grzbiecie kadłuba.
Przy czym dla okrągłej anteny radionamiernika należy najpierw wykonać otwór w kadłubie (podcięty od wewnątrz) i osadzić w nim podstawę anteny (35).
Przed zamknięciem kadłuba trzeba zająć się jeszcze spodnim wlotem powietrza oraz chłodnicą oleju. W przypadku wykonywania wersji rozpoznawczej Mustanga, sufit wlotu (fatalnie oznaczony na ramce, spróbujcie zgadnąć jaki numer ma ten element) należy odpowiednio zmodyfikować, poprzez wycięcie otworu w jego tylnej części (i zamontowanie tam odpowiedniego „szkiełka”).
Chłodnica (29) wygląda bardzo ładnie, przynajmniej od jednej strony (wg instrukcji jest to jej tył). Na ziejący pustką przód przewidziana zastała część fototrawiona.
Dopiero po przyklejeniu spodniej części (30), całość możemy zamknąć w kadłubie.
Po czy zając się przynajmniej częściowym przesłonięciem otworów wylotowych za pomocą odpowiednich klap (31, 32).
Przednią część wlotu dostajemy jako oddzielny element (27). Tak samo sprawa wygląda z otworem wlotowym gaźnika (36), znajdującym się pod śmigłem.
Śmigłem, które otrzymujemy w jednoczęściowej postaci, nie będzie więc trzeba martwić się o poprawne ułożenie łopat.
Z tyłu znajdziemy wypustki odpowiadające z montaż go na podstawie kołpaka (20).
Kołpaka, który także takie wypustki posiada.
Natomiast kręcenie się śmigiełka ma zapewnić niewielki element (22), który należy zamontować bez użycia kleju.
Przejdźmy do płata, który podzielony został na dwie części. Górne powierzchnie to, podobnie jak w przypadku kadłuba, delikatne linie podziału blach, trochę nitów i innych wklęsłych detali.
Analogicznie wyglądają powierzchnie dolne, tyle tylko że tutaj nitów jest zdecydowanie więcej.
Szczególnie w środkowej sekcji, gdzie próbowano ukazać spracowane, sfalowane poszycie, co mnie akurat nie do końca przekonuje.
Lepiej wygląda to na wykonanych jako oddzielne części klapach, gdzie przy okazji dojrzeć można zarówno wklęsłe jak i wypukłe nity.
Zupełnie za to nie podoba mi się sposób w jaki odwzorowano światła pozycyjne oraz reflektory sygnalizacyjne (to te trzy na spodzie płata). Transparentne elementy byłyby tu zdecydowanie bardziej na miejscu.
Mieszane uczucia wzbudza sufit wnęki podwozia głównego, odwzorowany na wewnętrznej stronie górnej połówki płata. Z jednej strony bardzo ładne, delikatne, wypukłe nity. Z drugiej strony ślady po przejściu freza drążącego formę widoczne chociażby wokoło otworów (i niestety nie tylko tutaj).
Wnękę zbudujemy wykorzystując jeszcze kilka innych części (26, 27, 28, 29), także ponitowanych „na wypukło”.
Podobnie potraktowane zostały wewnętrzne pokrywy wnęk, no przynajmniej od jednej strony.
Zewnętrzne są za to zdecydowanie mniej ciekawe.
Tak jak i golenie podwozia.
Na których osadzimy oczywiście koła, na pierwszy rzut oka bardzo ładne, chociaż szkoda że tylko w jednej wersji. Gorzej gdy zaczniemy przyglądać im się bliżej. To że napisy („GoodYear”) na jednym z kół są odbiciem lustrzanym to szczegół, który i tak niełatwo dojrzeć.
Większym problemem jest za to bieżnik opon, którego nieschodzące się linie w środkowym biegu są zdecydowanie łatwiej zauważalne. Cóż, szkoda.
Na pocieszenie mamy za to stosunkowo szeroki wachlarz podwieszeń montowanych na podkadłubowych belkach.
Dwa rodzaje dodatkowych zbiorników paliwa.
Oraz 250-funtowe bomby.
Jak już przy uzbrojeniu jesteśmy, to wypada wspomnieć jeszcze o skrzydłowych karabinach, których lufy zaprojektowano jako jednoczęściowe moduły (25). Na wewnętrznej powierzchni dolnej części skrzydeł znajdziemy odpowiednie sloty do zamontowania tychże, jak również otwory wylotowe łusek.
Pozostało wspomnieć jeszcze o kilku pomniejszych detalach, takich jak montowana pod prawym skrzydłem rurka Pitota (30), czy szyny odsuwanej części osłony kabiny (37, 38), które trzeba przyciąć w przypadku wybrania zamkniętej konfiguracji.
A jak już przy osłonie kabiny jesteśmy…
Przezroczystości
Elementy przezroczyste to trzecia, najmniejsza, plastikowa ramka zestawu, zdominowana przez oszklenie kabiny.
Wiatrochron został zaprojektowany wraz z fragmentem poszycia przed nim, co powinno ułatwić czyste wklejenie go w odpowiednie miejsce.
Otwieraną sekcję oszklenia otrzymujemy w kilku wariantach. Wczesnego typu w pozycji zamkniętej.
To samo, ale w pozycji otwartej, gdzie odchylony górny segment scalono z boczną szybą.
Oraz typu Malcolm, w dwóch wersjach – zależy czy chcemy zamontować osłonę w pozycji otwartej, czy zamkniętej.
Do tego dochodzą okienka boczne, które posiadają cieniutkie obramowanie (co nie zmienia jednak faktu, że przy ich wklejaniu trzeba będzie mocno uważać).
Oraz parę mniejszych detali, takich jak np. przeszklenia dla kamer wersji rozpoznawczej.
Cieszy mnogość dostępnych opcji oraz zabezpieczenie ramki dodatkowym woreczkiem strunowym (nareszcie). Najlepsze wrażenie robi jednak znakomita przejrzystość cienkich elementów. Pokusiłbym się wręcz o stwierdzenie, że jest to najlepsze oszklenie jakie Arma Hobby do tej pory wypuściła. Tylko czemu nie znalazło się tutaj miejsce dla świateł pozycyjnych i sygnalizacyjnych?
Maski
Przy premierze jednego z wcześniejszych modeli Arma Hobby informowała o trudnościach z dostępnością papieru Kabuki, w którym dotychczas cięte były dodawane do zestawów maski. Wygląda na to że sytuacja nie uległa zmianie, gdyż w pudełku z Mustangiem znajdziemy arkusik folii.
Wygląda on niestety słabo. Nie wiem czy AH zmieniła podwykonawcę, ale tym razem koniec linii cięcia potrafi rozminąć się z początkiem, co we wcześniejszych zestawach nie miało miejsca. Do tego dochodzi dość kontrowersyjny pomysł trasowania paneli od masek, wykorzystując np. tą znajdującą się w rogu kartonika.
Która zdecydowanie odbiega kształtem od schematu opublikowanego na stronie producenta.
Nie wygląda to zachęcająco.
Blacha
Lepiej prezentuje się blaszka z elementami fotorawionymi, tradycyjnie dodawana do edycji „Expert”. Większość miejsca zajmują na niej pasy pilota i siatki (których użyjemy budując podkadłubowy wlot powietrza z chłodnicą), obok których znajdziemy uzupełnienie fotela pilota i przełącznik zbiorników paliwa.
Jest tu także panel do przyklejenia za wydechami, co jest może i lepszym pomysłem niż trasowanie go od elastycznej maski, ale mnie osobiście taki wypukły element poszycia raczej średnio się widzi. Wolałbym wytrawiony w blaszce otwór o odpowiednim kształcie, od którego można by wytrasować potrzebne linie.
Kalkomanie
Dołączony do zestawu pokaźnych rozmiarów arkusz kalkomanii został wydrukowany tradycyjnie już przez polski Techmod, który nie zawiódł oczekiwań.
Próżno szukać tu bowiem jakichkolwiek wad druku.
Kolory są jednolite, a nawet najmniejsze detale wyraźne.
Wiele napisów eksploatacyjnych, których dostajemy dwa komplety, można z powodzeniem odczytać. Przy czym mowa tu także o tych przeznaczonych na bomby i zbiorniki dodatkowe, bo i takie zawarto na arkuszu.
Znajdziemy tu także wskaźniki na tablicę przyrządów oraz inne elementy do zastosowania we wnętrzu kabiny, w tym oznaczenia na sprzęt radiowy.
Całość robi naprawdę doskonałe wrażenie. No może za wyjątkiem pasów, te dalej mi się nie podobają.
Instrukcja
Dołączona broszurka to delikatna ewolucja tradycyjnego formatu. Tym razem na rysunkach znajdziemy więcej kolorów (które nieśmiało pojawiały się już wcześniej) wskazujących kolorystykę danej powierzchni. Na poniżej przedstawionym rysunku można dostrzec także błąd – część B9 zdecydowanie nie powinna być montowana we wskazanych otworach.
Jak przy poprzednich modelach ze stajni AH zdarzyło mi się narzekać na zbyt dużą kotłowaninę rysunków, tak teraz naprawdę nie wiem co powiedzieć.
W newralgicznych momentach budowy pomocne mogą okazać się zamieszczone rendery i liczne wskazówki montażowe.
Tradycyjnie tabelaryczne zestawienie potrzebnych farb zawiera numery farb firm Hataka (Orange Line), AK Interactive (Real Colors), Lifecolor, AMMO, Humbrol, Vallejo i Tamiya.
Schematy malowań, jak zwykle w kolorze, zawierają również wskazówki dotyczące rozmieszczenia głównych oznaczeń.
Napisy eksploatacyjne oddelegowane zostały tym razem na oddzielny schemat.
Malowania
Sześć kolorowych sylwetek umieszczonych na odwrocie pudełka zapowiada wersje malowań jakie możemy uzyskać z zestawu. Tyle tylko, że jak u tego producenta często bywa, opcji jest tak naprawdę więcej.
P-51B-5-NA Mustang, 43-6315/AJ-A, „Ding Hao”, pilot: Maj. James H. Howard MH, 356th Fighter Squadron, 354th Fighter Group, Boxted, Wielka Brytania, kwiecień 1944 r.
Mustang III, KH516/WC-F, pilot: Kpt. Jerzy Mencel DFC, 309 Dywizjon PSP, kwiecień 1945.
F-6C-1-NT Mustang, 42-03213/IX-H, „Azel”/„Boomerang”, pilot: 2nd Ltn. Stanley F.H. Newman, 162nd Tactical Reconnaissance Squadron, 10th Photographic Reconnaissance Group, Chalgrove, Wielka Brytania, wiosna 1944.
Mustang III, FB244/CV-V, 3 Squadron RAAF, Fano we Włoszech, kwiecień 1944 r.
P-51C-10-NT Mustang, 43-25045/C3-W, „Snookie”, pilot: Lt. Edward T. Pawlak, 382nd Fighter Squadron, 363rd Fighter Group, Francja, lipiec 1944 r.
P-51C-11-NT Mustang, 44-10816/278, „Evalina”, pilot: 1st Lt. Oliver E. Strawbridge, 26th Fighter Squadron, 51st Fighter Group, Chiny, styczeń 1945 r.
Bonus: ten sam samolot w malowaniu zdobycznym.
Jak widać producent modelu postanowił tym razem nie zadzierać z krajowymi modelarzami, opcja z szachownicą jest.
Podsumowanie
Czy nowy Mustang od AH to ideał jaki śnił się modelarzom? Oczywiście że nie – jak każdy model, swoje za uszami ma. Na szczęście większość niedociągnięć powinna być stosunkowo łatwa do wyeliminowania w ten czy inny sposób. Niemniej jednak szkoda że w kolejnych modelach tego producenta pojawiają się niedoskonałości tego samego typu, trochę psujące odbiór skądinąd świetnych detali.
Nie oznacza to jednak że Arma Hobby stoi w miejscu – progres widać chociażby po znakomitym oszkleniu, któremu trudno teraz coś zarzucić. Delikatne wypukłe i wklęsłe nity, które pojawiły się tutaj w większej ilości, także wyglądają bardzo atrakcyjnie. Konsternację wzbudza natomiast dość niekonsekwentne podejście producenta do tego aspektu miniatury.
Niewątpliwym plusem jest także wielowariantowość zestawu, na szczęście nie okupiona nadmiernym poszatkowaniem elementów płatowca. Jak rozwiązania zastosowane przez producenta sprawdzą się podczas budowy to się jednak dopiero okaże.
Sklejałbym.