F4F-4 Wildcat Model Kit

Recenzja zestawu Arma Hobby

Kolejny Wildcat od Arma Hobby. Tym razem nie jest to jednak nowa miniatura następnej wersji myśliwca ze stajni Grummana, a druga edycja znanego nam już od jakiegoś czasu modelu F4F-4. Rzućmy okiem.

Uwaga

Niniejszy artykuł powstał w oparciu o egzemplarz modelu dostarczony przez producenta – firmę Arma Hobby, za co w tym miejscu serdecznie dziękuję.

Ogólnie

Jedno spojrzenie na pudełko z numerem 70048 i od razu jasnym jest iż mamy do czynienia z przedstawicielem linii „Model Kit”, to jest zestawem pozbawionym niepotrzebnych/niezbędnych (w zależności od punktu widzenia) dodatków, takich jak blaszka fototrawiona czy maski.

Dlatego też wewnątrz opakowania znajdziemy tylko podstawowe elementy do budowy modelu – dwie ramki z jasnoszarego tworzywa, jedną przezroczystą, arkusz kalkomanii i instrukcję.

Oczywiście są to te same plastiki co w wydanym nie tak dawno zestawie serii „Expert” (recenzowanym na tych łamach, o tu), stąd też spora porcja poniższego omówienia może wydawać się dziwnie znajoma.

Bardziej szczegółowo

Przejdźmy do konkretów, zaczynając od kadłuba poznaczonego siatką delikatnych, wgłębnych linii podziału blach. Plus trochę wypukłych detali takich jak np. zawiasy klapek inspekcyjnych.

Nie znajdziemy na modelu kompletnego nitowania, ani odwzorowania zachodzących na zakładkę paneli poszycia.

Na wewnętrznych powierzchniach garść detali, co nie oznacza jednak że kabina pilota została potraktowana po macoszemu. Ale o tym później.

Arma Hobby nie stosuje przy produkcji modeli form suwakowych, stąd też okapotowanie silnika będziemy musieli poskładać z paru elementów.

Także dla wersji brytyjskiej (Martlet II), którą również możemy zbudować z tego zestawu – jeżeli tylko zaopatrzymy się w odpowiednie kalkomanie.

Zespół napędowy to element któremu projektant modelu poświęcił szczególną uwagę. Miniaturowy Pratt & Whitney R-1830 Twin Wasp to dwie gwiazdy.

Każda uzupełniana oddzielnym pierścieniem z osłonami popychaczy.

Do tego rury dolotowe gaźnika na tył.

Oraz dwie wersje osłon (Wildcat/Martlet) na przód.

Całkiem nieźle, a to jeszcze nie koniec. Poskładany silnik montujemy na ścianie ogniowej.

I uzupełniamy kolejnym elementem zawierającym między innymi chłodnice (delikatne zapadnięcia tworzywa w gratisie).

Do tego jeszcze część z aparatem rozruchowym.

Oraz fragmenty ramy silnika.

W tym górna część ze zbiornikiem oleju.

Kończąc temat napędu wypada wspomnieć jeszcze o wydechach.

Oraz trójłopatowym śmigle.

Które zakończyć możemy na jeden z dwóch sposobów (Wildcat/Martlet).

Przejdźmy do skrzydeł. Powierzchnia płata prezentuje się podobnie jak kadłub – cienkie, wgłębne linie podziału blach plus garść wgłębnych i wypukłych detali.

Przy czym tych ostatnich jest zdecydowanie więcej na dolnych powierzchniach.

Które to jeszcze uzupełniają osłony chłodnic o całkiem akceptowalnych krawędziach.

Powierzchnie sterowe zaakcentowano dosyć subtelnie, zarówno na skrzydłach jak i sterze kierunku (przy okazji zwracam uwagę na widoczny na zdjęciu zespół kółka ogonowego).

Podobnie wygląda oddzielny ster wysokości, który możemy bezproblemowo wychylić.

Oczywiście po zamontowaniu w odpowiednim miejscu statecznika poziomego.

Pod skrzydłami podwiesić możemy dodatkowe zbiorniki paliwa, o ile tylko nie zapomnimy wcześniej nawiercić otworów montażowych w dolnych połówkach skrzydeł (bez obawy, instrukcja przypomina o tym w odpowiednim miejscu).

Mniejsza ramka plastikowa zawiera także części do budowy wyposażenia kokpitu. Począwszy od głównych elementów konstrukcyjnych w postaci podłogi i wręg.

Na fotelu i drążku sterowym skończywszy.

Tylna ściana przepastnej wnęki podwozia głównego jest całkiem ładnie „zdetalowana”.

Tak jak i cały układ podwozia głównego, gdzie główne golenie...

…uzupełnione szeregiem wsporników, w tym także takich bardziej delikatnych, tworzą misterny moduł, który możemy zamontować nawet po pomalowaniu modelu.

Poprawne złożenie całości ułatwi przygotowany przez producenta plastikowy szablon.

Koła podwozia głównego otrzymujemy w dwóch wersjach – potrzebować będziemy tylko jednej z nich.

Podobnie sytuacja ma się z kółkiem ogonowym. Tyle że w tym przypadku na ramkach doszukamy się trzech wersji, a tylko jedną z nich wykorzystamy (widoczną na jednym z wcześniejszych zdjęć).

Elementy przezroczyste

Pozostała do omówienia jeszcze jedna ramka z elementami plastikowymi – przezroczysta, znana z wcześniejszych Wildcatów tego samego producenta. Także i w tym przypadku mamy więc możliwość wykonania otwartej kabiny – wiatrochron oraz odsuwana część osłony zaprojektowane zostały jako oddzielne elementy.

O całkiem przyzwoitej grubości i niezgorszej przejrzystości.

Oczywiście ramka przezroczysta zawiera także charakterystyczne dla F4F-4 spodnie okienka kadłuba.

Szkoda tylko że oszklenie nie zostało w żaden sposób dodatkowo zabezpieczone, a po prostu wrzucone do tego samego woreczka co pozostałe ramki wtryskowe. Na szczęście tym razem obyło się bez rys.

Kalkomanie

Arkusz oznaczeń dołączony do tej edycji Wildcata nie oszałamia rozmiarami. Trudno mieć jednak do niego jakieś sensowne zastrzeżenia.

Druk jest wyraźny, kolory nasycone i jednorodne, a wad typu przesunięcia warstw nie stwierdziłem.

Oprócz oznaczeń zewnętrznych znajdziemy tu także nalepki do wnętrza, takie jak np. tablica przyrządów pokładowych.

Cieszy uwzględnienie w tym miejscu także tabliczek znamionowych silnika.

Z uwagi na brak w tej edycji blaszki z elementami fototrawionymi, pasy pilota umieszczone na kalkomanii to jedyna dostępna „prosto z pudła” opcja.

Tradycyjnie wspomnę jeszcze że za druk odpowiadał Techmod, co chyba nikogo nie zaskoczy.

Instrukcja

Wydrukowana na kredowym papierze broszurka opracowana została w stylu charakterystycznym dla tego producenta.

Pojawiające się tu i ówdzie dodatkowe rzuty, rendery i komentarze powinny pomóc w newralgicznych momentach, czy przypomnieć o ważnych czynnościach podczas budowy.

Lista sugerowanych farb zawiera propozycje z palet firm Hataka (Orange Line), AK Interactive (Real Colors), Lifecolor, AMMO, Humbrol, Vallejo i Tamiya.

Schematy malowań jak zwykle zostały przygotowane w kolorze i zawierają także informacje na temat rozmieszczenia kalkomanii.

W sumie więc standard, do jakiego Arma Hobby zdążyła nas już przyzwyczaić.

Malowania

Modele linii „Model Kit” od „Expertów” odróżnia nie tylko brak jakichkolwiek dodatków, ale i mniejsza liczba malowań – tych mamy w omawianym zestawie tylko dwa. F4F-4 z eskadry VMF-111 (pilot: Sam Folsom, Samoa Zachodnie, wiosna 1943 r.).

Wariant malowania zestawu (za Arma Hobby)

Oraz Wildcat z eskadry VF-11 Sundowners (Henderson Field, Guadalcanal 1943 r.).

Wariant malowania zestawu (za Arma Hobby)

Trochę monotonnie, ale temat na zbytnie szaleństwa nie pozwala.

Podsumowanie

Wypuszczenie na rynek zestawu F4F-4 w wersji podstawowej na pewno ucieszy wielu modelarzy, których nie ekscytuje zbytnio zabawa z blaszkami. Co prawda trochę musieli na tą edycję poczekać, jednak w zamian otrzymują całkiem dobry model, który także bez dodatków stanowi solidną podstawę do budowy pękatego myśliwca pokładowego w skali 1:72.

MMXXII
Pokrewne tematy:
Wszelkie zdjęcia/rysunki ilustrujące powyższy artykuł, jeżeli tylko nie zaznaczono inaczej, zostały wykonane i/lub nalezą do autora wpisu. Wszystkie użyte na niniejszej stronie znaki i nazwy firmowe lub towarowe należą i/lub są zastrzeżone przez ich właścicieli i zostały użyte wyłącznie w celach informacyjnych. Jeżeli jakieś treści zawarte w powyższym artykule naruszają Twoje prawa, skontaktuj się z właścicielem witryny (formularz dostępny w zakładce "autor").